piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 12 "To najlepsze co nas w życiu spotkało"

Nowy Jork, 18 listopada 2013r.
List nr.24
Najpiękniejsza księżniczko!
Widziałem ostatnio Twoją mamę. Świetnie radzi sobie w firmie, a jej nowa kolekcje rozkwita w najlepsze i ma świetną pozycję na rynku. Wiem, bo moja korporacja się tym zajmuję oraz zjadłem bardzo przyjemny lunch z Twoją mamą. Muszę także zacząć przygotowania do pokazu mody. Szkoda, że nie będzie Cię na nim. Nie będę miał dla kogo wyglądać tak świetnie ubrany w kolekcję Twojej Mamy. Choć może będzie kilka niezłych kobiecych wdzięków do poderwania. 
Nie mogę doczekać się czasu, w którym przyjedziesz. Święta będą wspaniałe i niepowtarzalne, magiczne. Już ja się o to postaram. Bardzo cieszę się na Twój przyjazd. Nawet chętnie zgodzę się na zakupy, ponieważ będę mógł spędzić czas z Tobą. Cały grudzień mam wolny od pracy, więc będziemy mieli mnnnóstwo czasu dla siebie. Czuję tę ekscytację i radość kiedy zobaczę Cię po przylocie. To tylko kilka dni. 
Mam nadzieję, że zawsze masz dobre warunki i wspaniałych ludzi, nad którymi masz kontrolę. Jesteś cała i zdrowa prawda? Co u Harry'ego? Jak się trzyma? Ana pyta o niego. Ostatnio przyjechała do NY na kilka dni. Spotkałem się z nią i opowiedziałem wszystko. Wyglądała na obojętną, ale w głębi duszy przeżywa to mocno. Z resztą nie dziwie jej się. 
W pracy jest wszystko w porządku. Wywaliłem recepcjonistkę, Jess. Za dużo sobie pozwalała, a ja tego nie toleruję. Jej miejsce zajęła Ann. Bardzo miła i mądra osoba. Polubisz ją ma podobny styl, ale PODOBNY. Ty wyglądasz we wszystkim co ona nosi o wiele lepiej. Byłem ostatnio na zakupach i kupiłem ci zajebistą bieliznę, oh naprawdę mój kolega też nie może się doczekać!
Bardzo Cię kocham. Tęsknie. I nienawidzę uczucia kiedy się budzę i nie czuje twoich słodkich, niewyparzonych ust na moich. Bardzo brakuje mi twojego śmiechu, ten piękny dźwięk.
Wytrzymam jeszcze trochę, ale wszystko dla Ciebie.
Na zawsze Twój, Zayn.
PS Żartowałem z tymi kobietami na pokazie. Mam nadzieje, że się uśmiałaś ;*


Czekałam na list od Zayn'a ponad tydzień. To była prawdziwa katusza, ale cóż za pięć dni wracam!
Kiedy przeczytałam ten list po moich policzkach ciurkiem leciały rzewne łzy. Napisał to naprawdę pięknie. Cholernie za nim tęsknie. Wszystko się diametralnie zmieniło, nie mogę uwierzyć. Mój pogląd na świat uległ zmianie, co tu dużo mówić. Doceniłam swoje życie i to co mam. Postanowiłam, że krótko odpiszę na list mojego ukochanego. W końcu całkiem niedługo się zobaczymy i wtedy porozmawiamy.


List nr.25
Kochany!

Nie chcę się rozpisywać, bo zapewne dostaniesz ten list dzień przed moim przyjazdem, ale to nie istotne. 
Dziękuje Ci, że porozmawiałeś z Moją Mamą i mam nadzieję, że dobrze poszło Ci na pokazie. Ugh, nie oszukujmy się. Ja to wiem! Jesteś idealny. Z Harry'm wszystko dobrze. Razem radzimy sobie świetnie. 

Kocham Cię, Thalia

Oddaje mój list Jeremy'emu, chłopakowi od poczty. W moją stronę zmierza Jessica, dziewczynka ze szkoły, którą szczególnie polubiłam. Ma bardzo trudną sytuację. Mieszka w zaniedbanym baraku z babcią, trójką rodzeństwa i samotną mamą, jej tata umarł. 
-Hej Jess. - uśmiecham się do niej i przytulam się do jej drobnego ciałka.
-Dzień dobry. Mam wspaniałe wieści! Przeprowadzamy się do nowego domu! - wręcz pisnęła podekscytowana.
-O mój Boże to wspaniale! - sama nie mogłam sie powstrzymać od okrzyku radości.
-A to wszystko pani zasługa, nie mam pojęcia jak się za to odwdzięczymy. -razem z Harry'm robiliśmy wszystko by im pomóc i udało się.
-To nie tylko moja zasługa, ja po prostu starałam się pomóc. Po to tu jestem, to chciałam robić w życiu. - posłałam jej pokrzepiający uśmiech i chwyciłam jej drobną dłoń. -Pokażesz mi miejsce, w którym teraz zamieszkacie? - murzynka zgodziła się natychmiastowo. Po piętnastu minutach dotarliśmy pod średniej wielkości bungalow zrobiony z cegły. Otworzyła przede mną drzwi, a ja weszłam do środka. Trzy sypialnie, salon, kuchnia i łazienka. To takie przejście ze slamsów, na willę. Naprawdę. Warunki sie nieporównywalne. 
-Już jutro tu będę spała. - pokazała mi pokój. Jego ściany były koloru różowego, a meble w bieli kontrastowały. Jedno-osobowe łóżko, mała szafka, krzesło, biurko i lampka. -To najlepszy co nas w życiu spotkało.- rzekła ze łzami w oczach. Potarłam jej ramiona i odpowiedziałam równie szerokim uśmiechem



Kurdę.... Nie wiedziałam co już mam pisać! W następnym rozdziale bardziej się wykażę, obiecuje xx
Porszę, komentujcie ale ja i tak dodam w miarę wcześnie przez tę 15 dniową zwłokę.
Przepraszam, dziękuje, kocham xx
Oliwia

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 11 "Gotowa kochanie?"

   Trzymam Zayn'a za rękę. Spacerujemy po parku wśród drzew zrzucających swoje złote liście. Wszystko tętni życiem, a my zdajemy się być nieobecni. Wszystko co zdarzyło się w ciągu moich 24 godzin było istnym szałem. Poranny seks, śniadanie, kąpiel, praca, szybka decyzja i rozpacz Zayn'a. W moim sercu została wypalona przeogromna dziura, której zdaje się nie da rady nic zapełnić. Boje się wyjechać, ale chce. Chce pomagać ludziom, zawsze chciałam. Nawet nie czuje kiedy po moim policzku spływa samotna łza gdy patrzę na nasze splecione dłonie. Nasz uścisk jest mocny, ale nie niezręczny. Emocje biorą górę i przytulam się mocno do barku bruneta. Ten przystaje i chowa mnie w swoich ramionach. Czuję, że to najbezpieczniejsze miejsce jakiego nie doznam już przez rok.

   Kiedy Zayn odprowadza mnie do sali odlotów z jego twarzy nie mogę nic odczytać. Przez ostatnie kilka miesięcy stał się wielkim prezesem. Ta firma spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Jestem jednak pełna podziwu jak doskonale sobie z nią poradził. Chyba nawet przewidywał coś takiego, ale w swoich marzeniach. Harry jedzie ze mną. W sumie to on to wszystko zaproponował i skoordynował, ale Zayn nie musi o tym wiedzieć. Taka nasza mała tajemnica. A ja ciesze się, że nie będę sama, na dodatek z moim najlepszym przyjacielem. Przejmuję moją walizkę od Zayn'a. Jestem ubrana w leginsy, sweter mojego chłopaka i Air Maxy. Najwygodniej na świecie. W końcu czeka mnie podróż do Afryki! Patrzę na Zayn'a. Wygląda nieziemsko w czarnych jeansach, białym podkoszulku i skórzanej kurtce. Z chusteczką w ręku zatracam się w pasjonującym pocałunku. Już czuję tęsknotę. Pojedyncze zły spływają po moich zaróżowionych policzkach, a Mulat przyciska mnie mocniej do swojej umięśnionej klatki. W końcu się od siebie odrywamy i spoglądając sobie w oczy regulujemy oddechy.
   -Kocham Cię. - szepcze mi do ucha i delikatnie przygryza jego płatek. Oblizuje wargi i łapie dolną w uścisk moich zębów.
   -Ja Ciebie też, na zawsze. - mówię powstrzymują kolejną dawkę słownych łez.
   -Na zawsze Lia. - ostatni raz muska moje usta po czym kieruję się w stronę Harry'ego. Wymieniają się braterskim uściskiem po czym moja miłość szepcze do niego kilka słów na co oboje wybuchają śmiechem. Miło patrzy się na takie rodzeństwo. Ich stosunki znacznie się poprawiły, a zgadnijcie czyja to zasługa!  
    -Gotowa kochanie? - Harry łapie mnie za rękę i patrzy mi ufnie w oczy. Ostatni raz się odwracam i rzucam Zayn'owi tęskne spojrzenie. Uśmiecha się lekko i mi macha. Robię to samo i ruszamy. Przechodzimy odprawę i lecimy prywatnym samolotem. Nawet nie wiem gdzie, nie powiedziano nam. 
 13 listopada, 2013
Moje kochanie!
Nie wiem czy jesteś w stanie wyobrazić sobie jak bardzo za Tobą tęsknie. To już miesiąc! Wracam za dwa tygodnie i zostaje do świąt. Nie mogę się doczekać by Cię znowu zobaczyć. Co najgorsze nie ma tu ani jednego przystojnego chłopaka, a ja mam ogromną chcicę... Ugh.
Dzieci są wspaniałe. Chodzę z Hazzą pomagać im w szkole, robimy dodatkowe zajęcia z muzyki. Nigdy wcześniej ich nie mieli więc bardzo się cieszą. Tutejsze dzieci są pełne życia, energii i pasji. Nie marudzą, nie skomlą o nudę. Umieją się bawić i szanują swoich rodziców. Nie wiesz co u mojej mamy tak, a pro po? Proszę, porozmawiaj z nią. 
Niestety znowu nie mogę Ci powiedzieć gdzie jesteśmy, ale tutaj warunki są fantastyczne. Brakuje mi jedynie sklepów. Aż błagam o zakupy. Jak wrócę do NY to możesz się przygotować na kilku godzinne maratony! Ale to już po tym jak się tobą nacieszę. Bardzo Cię kocham i nie mogę przestać o Tobie myśleć. Mój prezes, mężczyzna i chłopak. Na zawsze, pamiętaj. Mam nadzieje, że świetnie radzisz sobie z firmą. Ba, na pewno tak jest. Wiem to.
PS Mam nadzieję, że nie gniewasz się o tych mężczyzn. ;)
Kocham, Thalia 
    Dzisiaj idziemy pomóc w tutejszej kuchni. Mamy przygotować obiad dla 200 dzieci. Ugh, będzie gorąco! Związuje włosy i zakładam fartuch oraz gumowe rękawicę. Kuchnia wydaję się być czysta i wysterylizowana co naprawdę pomaga mi myśleć o niej pozytywnie. Gotujemy zupę warzywną, a na drugie danie makaron z serem. Mamy dwa bardzo duże garnki. Wlewamy tam wody i gotujemy przepyszny rosół. Puszczamy jakąś muzykę z radio, do której tańczymy i podśpiewujemy coś. Wokół kuchni zbierają się ludzie i również tańczą. Macham im i podchwytuję jakieś nowe ruchy. Ludzie tutaj są wspaniali i bardzo uprzejmi. Jeszcze nigdy nie widziałam takich. Kiedy danie jest gotowe wynosimy je na stołówkę i czekamy na dzieci. Po 15 minutach wbiega chmara ciemnych dzieci, które zasiadają do stołów. Podajemy im talerz, a one kulturalnie dziękują i zajadają się ciepłym posiłkiem. Do drugiego dania serwujemy sok pomarańczowy dla orzeźwienia. 
   Kiedy wracam do swojego bungalowu, dostrzegam jaką małą dziewczynkę. Siedzi w dużej kałuży błota i płacze wołając "mama". Podchodzę do niej i kucam obok.
   -Hej maluszku, jak masz na imię? - pytam.
   -Sarah. - pochlipuje maleństwo i wyciera swoje policzki od mokrych łez. Biorę ją na ręce, a na jej twarzy pojawia się uśmiech. -Chciałabym do mamy.
   -I tam zamierzam Cię zaprowadzić. - chichoczę i kieruję się do centrum wioski. Napotykamy mamę dziewczynki. Poznają ją po tym, że jest do niej podobna i sama Sarah co mało nie spada z moich rąk chcąc znaleźć się już w objęciach mamy.
    -Dziękuje Ci bardzo! - mówi opiekunka małej dziewczynki wręczając mi złoty naszyjnik. -Na szczęście. - mówi i znika wraz z dziewczynką. Rozglądam się w okół chcąc oddać drobiazg, ale nigdzie nie mogę dostrzec tej kobiety. Zapinam więc pięknie zdobiony naszyjnik na szyi i ruszam z powrotem. 
 ohohoho. Macie taki inny trochę. Teraz tak to min będzie wyglądało. KOMENTARZE! 

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 10 "Wow. Ile tatuaży"

   -Myślę, że powinniście przestać. - syczy Zayn znad mojej głowy kiedy obściskuję się z Harry'm. Kurdę. Naprawdę to robimy! Kiedy sobie to uświadamiam odskakuje od niego jak oparzona tak, że aż ręce trzęsą mi się z przerażenia. Zaraz po tym widzę pięść Zayn'a, która ściera łobuzerski uśmieszek z twarzy Harry'ego. Szybko do niego podbiegam i łapie twarde bicepsy i wtedy dzieje się coś dziwnego. Odwraca się w moją stronę, mogłabym rzec ze łzami w oczach!
   -Kochasz go?! -wykrzykuję co mnie paraliżuje. Ja? Ja kocham Harry'ego? Oczywiście, że nie! Ale jego mina... Jego postawa. Sam Zayn mnie paraliżuje, otwieram usta żeby coś odpowiedzieć, a ten wychodzi trzaskając drzwiami. Pragnę za nim wybiec, ale Harry mnie powstrzymuję. 
   -Potrzebuje być sam. - radzi i wychodzi nie zamykając drzwi. Biorę paczkę czerwonych Malboro i wychodzę przed kamienicę. Siadam na schodku i odpalam jednego papierosa różową zapalniczką. Kiedy dym rozchodzi się po moim wnętrzu zamykam oczy i pozwalam uciec troską. Gdzie są kurwa przyjaciółki kiedy ich potrzebuje?! No gdzie? Z całej tej frustracji łzy ciekną mi po policzkach. 
   -Lia? Lia kurwa. - słyszę głos Justin'a, ale go nie widzę. Rozglądam się dookoła, ale nadal nic. Naglę tonę w jego objęciach i nie mogę się już opanować. Ryczę jak jakiś bóbr. Najlepsze jest to, że sama do końca nie wiem czemu! Brawo Thalia, dobra robota. Tak się denerwuję, że niechcący przypalam chłopakowi skórę. Syczy lekko rozbawiony.
   -Boże Jus! Przepraszam Cię bardzo, Jezu... - dotykam zimnymi opuszkami palców w popalone miejsce. -Kurwa niezdara ze mnie. - syczę wściekła na własną głupotę. Chłopak łapie mnie za nadgarstki co sprawia, że patrzę mu głęboko w oczy. Uśmiecha się przyjaźnie przygryzając wargę.
   -Uspokój się Thalia. - chichoczę słodko, a mnie opuszczają zmartwienia. Zawsze tak na mine działa.
   -Lia... - słyszę załamany głos Zayn'a, a potem szybkie kroki, ale... W drugą stronę. Kurwa nie tym razem. Wyrywam się z uścisku bruneta i biegnę za Malikiem ile sił w nogach. W końcu ciągnę go za rękę błagając by się zatrzymał. Patrzę w jego oczy. Są pełne bólu i łez. Oblizuje nagle suche wargi i łapie powietrze po tak szybkim biegu. -Idź do niego. - mówi powstrzymując słone krople. Przytulam się mocno do jego rozgrzanego torsu.
   -Oni są tylko moimi przyjaciółmi, rozumiesz? Nie liczą się tak bardzo jak ty. - zatapiam się w cieple jego piwnych tęczówek. -Ty mi do cholery tak bardzo zamotałeś w głowie, że dopiero jakiś czas temu przestałam żyć dniem, w którym kiedyś może wrócisz. - wzdycham.
    -I wróciłem. - muska moje czoło swoimi wargami, a potem wzdycha ciężko. -Ale wszystko jest inne, ja jestem inny. Bardziej pojebany, wściekły i ciotowaty. - syczy tak groźnie, że mam ochotę uciec daleko, ale tego nie robię. W zamian za to przyciągam jego kochaną twarz bliżej swojej i energicznie całuję jego usta. Odwzajemnia mi się z podwójnym uczuciem. W tym pocałunku czuję całe napięcie tego dnia, nasze oczekiwanie i coś dziwnego... Jest on toksyczny i niebezpieczny, ale nie dla nas. Mam wrażenie, że teraz gdy Zayn mnie obejmuje wszystko będzie dobrze. Czuję się w jego ramionach jak w najlepiej chronionym miejscu na ziemi. Kiedy się od siebie odsuwamy na naszych buziach widnieje zachwyt, a nasze oddechy są nierówne. Malik oblizuje usta i sprzedaje mi swój firmowy uśmiech, przez który uginają się pode mną kolana. -Nie opuszczaj mnie teraz. - szepcze, a w moich oczach zbierają się łzy. Kiwam twierdząco głową i jeszcze raz całuję. 

***

    -Cześć kochanie. - zostaję obudzona słodkimi pocałunkami ciągnącymi się spod mojego ucha, aż do szczęki. Uśmiecham się lekko i wplatam palce w jego włosy siadając okrakiem na Zayn'ie. Przez chwilę wydaje się być zaskoczony, ale zaraz po tym namiętnie całuje mnie, a ja oddaję ten gest. Mam na sobie koronową, czarną bieliznę i jego białą bluzkę. Przygląda mi się przygryzając dolną wargę, a ja mam ochotę ucałować całą jego piękna buzię. Uśmiecham się słodko i kładę dłonie na jego nagim torsie. 
    -Wow. Ile tatuaży. - mówię zdumiona i przejeżdżam opuszkami palców po każdym, dobrze mu się przyglądając. Następnie widzę kilka znamion, a moja mina rzednie. Są to znaomina postrzałowe, albo po pocięciach. Moje oczy zachodzą mgłą i czuję tylko jak chłopak mocno przyciska mnie do swojego torsu gładząc po plecach i włosach.
    -Nie chcę żebyś była smutna z mojego powodu, okej? - szepcze do mojego ucha. Scałowuje łzy cieknące już po moich policzkach. Próbuję je powstrzymać i udaje mi się. Wracam do wcześniejszej pozycji, głęboko patrząc w oczy Zayn'a składam delikatny pocałunek na każdej z jego ran. Zamyka oczy odurzony przyjemnością dotyku moich warg. -Kurwa, kocham Cię Thalia. - zrzuca mnie z siebie i przykrywa swoim ciałem czule całując moje usta.
    -Ja Ciebie też Zayn.
 ***

     Widzę Zayn'a siedzącego w kuchni z telefonem przy uchu. Po chwili słyszę głośny łomot telefonu o posadzkę w pomieszczeniu. Wolno zmierzam w jego stronę, a gdy mnie zauważa sadza mnie na swoich kolanach. Wtulam się w jego tors, a on głaszcze moje plecy.
     -Mój ojciec umarł. - mówi łagodnie, a ja zachłystuję się powietrzem. -Przepisał mi całą firmę, dom, dosłownie wszystko. Harry'emu zostawił przystań na Florydzie. - prycha śmiejąc się, a ja unoszę głowę. Jest to histeryczny śmiech i nie jestem wstanie opanować tego jak bardzo przykro jest mi patrzeć na płaczącego Zayn'a. Tak on płacze. Przytulam go mocno i długo dając znać, że nie zamierzam go puścić.
     -Bardzo Cię kocham Zayn. -mówię szeptem kręcąc kółka na jego plecach.
     -Ja Ciebie bardziej. Dziękuje, że tu jesteś. Bardzo Cię potrzebuje. -mówi trochę głośniej ode mnie i zatapia się w moich ustach. 
 ***
    Biegnę przez centrum Nowego Yorku w szpilkach i krótkiej sukience. Są potrzebni ludzie po studiach medycznych do pomocy w Afryce. Chce jechać. Chcę pomóc tym wszystkim dzieciom, ludziom. Ich standardy życia są o wiele gorsze od moich.
Dobiegam do bióra Zayn'a i pakuję się do windy. Wjeżdżam na ostatnie piętro.
    -Hej Jess. Jest Zayn? - sapię, a blondynka z nad lady kiwa energicznie głową. Wbiegam do niego przez mahoniowe drzwi i widzę mojego mężczyznę. Siedzi za biurkiem ubrany w idealnie dopasowany garnitur od Armaniego. Gdy mnie widzi uśmiecha się szeroko i wstaje z krzesła. Podbiegam do niego i rzucam mu się w ramiona. Wiem, że mogę nie zobaczyć go przez rok. Po chwili zdumienia oddaje uścisk równie mocno.
   -Hej Maleńka. Co się stało? - pyta troskliwie gładząc moje włosy. Oblizuje wargi i łapie jego twarz w dłonie. Mocno całuję po czym siadam na jego biurku. Podchodzi do mnie i staję między moimi nogami.
    -Lecę do Afryki na rok. - mówię bez ogródek, a jego szczęka wydaje się poruszyć. Wszystkie mięśnie się napinają, a w oczach widzę ból i strach. -Potrzebują tam osób z wykształceniem medyczny, a ja tego chce. Chce im pomóc Zay.- ręce trzęsą mi się niemiłosiernie.   
       




Trochę drama haha. Dziękuje za te 4 komentarze! Wow, to dużo. Następny rozdział, także kiedy będą 4 komentarze : ) Myślę, że chociaż trochę się wam spodoba i zachęcę Was do dodania komentarza. 
Teraz kończę. Trzymajcie Się.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 9 "Po prostu Thalia."

      Postanawiam zaprosić Justin'a do domu. Obejrzymy jakąś komedię, najemy sie popcornu. Jak za starych dobrych czasów. Ana wysłała mi wiadomość, że nie wróci razem z Harry'm na tę noc i następną, a Zayn wyszedł by załatwić coś na mieście. Jedziemy więc moich samochodem, ponieważ Justin mieszka niedaleko i nie brał swojego. W mieszkaniu przygotowujemy wielką miskę popcornu, gorącą czekoladę i komedię, pt. "American Pie". Uwielbialiśmy to kiedy byliśmy młodzi. W połowie filmu słyszę szczęk kluczy w zamku i zamieram. Drzwi otwierają się, a w nich staje nienagannie wyglądający Malik. Ubrany jest w czarne, obcisłe rurki i czerwony T-shirt oraz skórzaną kurtkę, air maxy. Nie mogę oderwać od niego wzroku, wygląda... Wow. Inaczej. Szybko odzyskuje przytomność i czuję jak mięśnie Justin'a napinają się. Obaj mierzą się badawczymi i nerwowymi spojrzeniami, a ja boje się o nich. Wstaje szybko oblizując suche usta i naglę czuję silną potrzebę przytulenia się do Zayn'a, ale nie mam pojęcie czemu. Z trudem powstrzymuję się od tego, ale uczucie jest tak silne, że jestem w stanie zrobić to teraz, zaraz. Moja podświadomość zwija się w kłębek na wygodnej kanapie zalana łzami. 
    -Zayn... Umm to Justin. - w końcu postanawiam się odezwać mając nadzieje, że atmosfera się rozluźni. Przenoszą swoje oczy ku mojej osobie. Zayn uśmiecha się lekko i podchodzi do mnie. Boje się, że mnie dotknie i mu ulegnę, ale się nie cofam. Nie mogę.  
    -Kochanie, znam Malika lepiej niż ci się wydaje. - spluwa Justin i nagle wyrasta obok mnie. Przełykam gule rosnącą w moim gardle i sama nie wiem czemu, przesuwam się w stronę Zayn'a. -Miałem już wychodzić. - mówi ochryple Jus i znika za drzwiami. Wzdychając ciężko zamykam je na klucz. Podchodzę z powrotem do sofy i wyłączam telewizor. Ciskam piorunami w chłopaka, który opiera się o framugę i uśmiech się łobuzersko.
    -Nadal seksownie wyglądasz kiedy się złościsz. - mruczy, a moje złość maleje, nie mogę tego powstrzymać. Ale chce grać twardą i tak będzie. Związuje ręce na piersiach i oblizuje spierzchnięte wargi. -Co tak stoisz? - chichoczę i zmierza w moją stronę, a ja się odsuwam i wystawiam lewą rękę przed siebie na znak by nie pochodził bliżej. Zatrzymuje się w pół kroku i unosi obie ręce w geście kapitulacji. Siada na sofie i przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
    -Może wyjaśnisz mi czemu tak bardzo nie lubisz mojego najlepszego przyjaciela?- daje nacisk na ostatnie słowo, a mięśnie Zayn'a i jego szczęka wyraźnie się napinają. Moja podświadomość odkłada chusteczki i zakłada okulary na nos kiwając z podziwem głową. 
    -Po prostu Thalia. - mów mi po imieniu. To coś nowego. Marszczę czoło zaskoczona jego reakcją. 
    -Nie po prostu Zayn.- syczę nie na żarty wkurwiona. - Kurwa. Jakim sposobem ja mam tobie ufać skoro ty nawet tego nie chcesz mi powiedzieć? Jak? Ty do chuja nic mi nie mówisz!- krzyczę i sfrustrowana zrzucam wszystko ze stołu. Następnie biegnę do pokoju i zamykam go na klucz. Zdejmuje ubrania. Wkładam bluzkę Justin'a, którą u mnie zostawił parę tygodni temu i kładę się na łóżku. Emocje wygrywają i zaczynam pochlipywać w poduszkę. 
     Słyszę pukanie do drzwi natychmiast się spinam. -Zayn kurwa nie próbuj. -syczę groźnie i słyszę cichy chichot. Nie podobny do chichotu Malika. Marszczę brwi i podchodzę do drzwi. Przekręcam złoty klucz,a moim oczom ukazuję się Harry. Uśmiecham się delikatnie i wycieram mokre policzki. -Co tutaj robisz?- udaje mi się powiedzieć. Wzrusza ramionami i wchodzi do mojego pokoju. Wzdycham głęboko i ponownie zamykam dębową płytę. 
    -Anastasia zostaje tam jeszcze tydzień. To znaczy u swojej rodziny. Co jest między tobą a Zayn'em? - patrzy mi w oczy siadając na niepościelonym łóżku. Oblizuje spierzchnięte wargi i mam wrażenie, że on już wszystko wie. Mruży oczy i przygląda mi się uważnie. Jest ubrany na czarno. Koszula, jeansy i marynarka oraz buty. Włosy ma zaczesane do tyłu. Cholera, wygląda na prawdę seksownie. Postanawiam mu się zwierzyć. Siadam obok niego, po turecku. 
    -Wiesz, że ja i Zayn byliśmy kiedyś razem? - zaczynam a on potakująco kiwa głową. Opowiadam mu całą historię o tym co się dzisiaj wydarzyło, a on słucha jej uważnie. Udaję mi się odnaleźć przyjaciela w tym chłopaku. Jest inteligentny, miły i zabawny, a do tego zupełnie przeciwieństwo swojego brata. Nawet nie zorientowałam się kiedy leżeliśmy przytuleni do siebie, a ja bawiłam się jego bujnymi lokami. 
    -Co jest między tobą a Aną? - pytam ciekawa. W sumie nigdy nie mówiła mi, że są razem a kilka razy obściskiwali się na moich oczach i widziałam jak ona idzie do jego sypialni wieczorem i tam też się budzi. 
    -Myślę, że kilka razy się bzykaliśmy, ale właśnie to skończyliśmy. - powiedział na jednym wdechu i przyciągnął mnie bliżej siebie. Uśmiecham się lekko i patrzę na niego pytająco. -Bo zależy mi na kimś innymi. - odpowiada na moje niewypowiedziane na głos pytanie. Potakuję ruchem głowy i nawet nie zdążam zareagować kiedy jego usta przylegają do moich. Z podwojoną siłą oddaję ten gest sama nie wiedząc czemu.


Znowu chujowy. Pozdrawiam haha. Jak się postaracie w środę będzie nowy, ale muszą być minimalnie 2 komentarze. To naprawdę mało. Dacie radę, wierzę w was : )
Dzisiaj teledysk do SOML mnie tak spowolnił i przez to jest takie chujowe sorki. 
Kocham Was xx Oliwia

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 8 "Oh... Po prostu myślę, że lubię twój zapach."

   Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, WAŻNE!
Obudzę się w łóżku. Cała spocona i przemęczona. To tylko głupi sen, idź spać - męczy mnie moja podświadomość przypominając, że ma racje. Ale czemu akurat sen z Zayn'em, który mnie całuje, dotyka...? Kurwa. Bo to jest prawda.
   Dotykam swojego czoła. Mam gorączkę. Przyłapuje się na myśli, że to może przez gorący sen z Malikiem, ale szybko odkładam tę myśl na tył głowy i oblewam się krwistym rumieńcem gardząc sobą w podświadomości. Wygrzebuję się z ciepłego łóżka i ruszam do kuchni.
   Dziwi mnie jarzące się światło w niej. Dostrzegam tam Zayn'a. Perfekcyjnie. Stoi twarzą do okna więc mnie nie widzi. Staję w drzwiach. Opierając się o framugę obserwuje jego idealne ciało. Mięśnie, linie szczęki, karnację i czekoladowe oczy, które potrafią zamotać w głowie. Do rzeczywistości przywracają mnie słowa z jego krwisto czerwonych ust, które właśnie dokładnie oglądałam.
   -Zrób zdjęcie, będzie na dłużej. - prycha żartobliwie na co się spinam, a na moje policzki wpełza rumieniec. Kieruje się ku lodówce i wyjmuje z niej świeży sok pomarańczowy. Nalewam go do szklanki łykając lekarstwa. -Co się dzieje? - jest wyraźnie zmartwiony, hyym.
   -Zayn, czemu mi nie powiedziałeś? - mówię bez ogródek wpatrując się w pomarańczową ciecz. Chłopak zastyga w półkroku, a jego ciało się spina.
   -Nie powiedziałem czego, kochanie? - mówi najspokojniejszym tonem na świecie. Podchodzi do mnie i odgarnia niesforne kosmyki moich włosów za ucho. Oblizuję suche usta i obracam się w jego stronę.
  -Że to ty. Ten sam, kiedy miałam18 lat. Z wyglądu zmieniłeś się. Wydoroślałeś, wyprzystojniałeś. Ale wnętrze masz nadal to samo. - mówię z grymasem bólu na twarzy. Palcem wskazującym wiercę dziurę w jego wyprofilowanym torsie.  
(polecam włączyć  piosenkę albo SOML :* )

   Moja historia z Zayn'em zaczęła się w ostatniej klasie liceum. Poznałam go na jakimś bankiecie rodziców. Zaczęliśmy się ze sobą spotykać. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, a potem randka po randze i para. Wszystkie dziewczyny zazdrościły mi tak przystojnego i wyrafinowanego chłopaka. Niestety, nic co pięknie nie trwa wiecznie. Mój "idealny chłopak" zaczął się staczać. Wpadł w nieodpowiednie towarzystwo szukając swej pierwszej pracy by zarobić na prezent urodzinowy dla mnie. Wiecie jakie to poświęcenie? Po pięciu miesiącach Zayn trafił do więzienia, sama nie wiem dla czego, nigdy nie chciał powiedzieć. Nasz kontakt się urwał. A teraz... kiedy ja mam 23, on 25 śpimy w jednym mieszkaniu i do kurwy nędzy nie wiemy, że pięć lat temu łączyła nas wielka miłość, pożądanie i pasja. 
    -Oh Lia... Tak bardzo chciałem żebyś sama na to wpadła. - na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech. Kręcę przecząco głową i śmieje się z naszej sytuacji. Dwójka ludzi, których nadal łączy miłość.
   -Zayn czy ty... - jąkam się chcąc poskładać to wszystko do kupy. -Nadal mnie kochasz? - mówię tonem bardziej cichym niż szept. Chłopak łapie moją twarz w dłonie zmuszając mnie tym samym do patrzenia się w jego czekoladowe oczy.
    -Thalia, ja nigdy nie przestałem. - jego tęczówki pociemniały, a mnie oblatuje strach. Pamiętam jak bardzo był porywczy. Potrafił wszcząć bójkę z błahego powodu. Widząc mój przestrach zamyka oczy, uspokaja się i wraca do mnie odmieniony, spokojniejszy. Wiąże ramie wokół mojej tali i przyciąga mnie do siebie. Muska moje czoło wargami. - Bardzo mi Ciebie brakowało. - niemalże jęczy mi do ucha. Jego głos jest przepełniony żałością i bólem. Oplatam dłonie wokół jego karku i wtulam się w niego mocniej. - Masz temperaturę. - zauważa niezadowolony. -Chodź do łóżka. - ujmuje moją małą dłoń w swoją i prowadzi mnie do mojej sypialni. Kładę się na łóżku, a ten przykrywa mnie ciepłą pierzyną i delikatnie całuje w nos. Zdobywam się na najładniejszy uśmiech jaki mnie w tej chwili stać. Czuje się zmęczona i ociężała.
   -Zostań, proszę. - udaje mi się wyjęczeć cichutko.
   -Zostanę tu do rana księżniczko. - a więc wracamy do tamtych czasów kiedy byłam jego jedyną księżniczką, żabką i słoneczkiem? Mi pasuje. Siada obok mnie cały czas ujmując moją dłoń, a ja odpływam do krainy Orfeusza.  
 ***
   Obudził mnie ostry zapach dymu tytoniowego. Nienawidziłam go, ponieważ podrażniał moje gardło ci wywoływało ostry kaszel. Ale ten zapach był cudowny, nieziemski. Pomieszany z miętą i męskimi perfumami - Zayn. Więc to nie był sen? Otwieram ostrożnie najpierw jedno oko. Leży obok mnie. Z uśmiechem na ustach otwieram drugie i czuje, że mnie do siebie przyciąga. 
   -Zapaliłem tutaj, w łazience. Nie chciałem cię zostawiać samej, a miałem potrzebę. Nie jesteś zła? - pyta mnie gładząc delikatnie moje plecy. Przygryzłam lekko wargę. -Co się dzieje? - chłopak chichocze ze mnie. 
   -Oh... Po prostu myślę, że lubię twój zapach. - mam ochotę zapaść się pod ziemie kiedy moje policzki znów płoną. Który to już raz w tak krótkim czasie?! Chłopak opanowuje silną potrzebę nie zaśmiania się. Żartobliwie uderzam go w twardy biceps czego od razu żałuję. -Ałłć!- piszczę krzywiąc się. -Ile ty ćwiczysz bad boy? - mruczę pocierając moją piąstkę. Chłopak powoli unosi ją do ust i całuje każdą jej kostkę patrząc głęboko w moje oczy. 
    -Ćwiczę raz dziennie, to mi wystarcza słońce. - mówi słodko i patrzy w moje oczy. Jego spojrzenie hipnotyzuję mnie przez co nie mogę oderwać wzroku. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę jak blisko moich ust są jego miękkie, pełne wargi. Lekko odpycham go do siebie i zażenowana wstaje z łóżka. 
    -Idę wziąć jakiś prysznic, czy coś. Muszę jechać na zakupy i umówiłam się na lunch z Rose.- z tym drugim to do końca nie jestem pewna, ale ona się zgodzi. Zawsze się zgadza i mi pomaga. Prawdziwa przyjaciółka. Piszę do niej szybkiego sms'a.
"Wyskocz ze mną na lunch dzisiaj. Proszę xx Thalia"
   Po kilku minutach dostaję odpowiedź, która nie do końca mnie satysfakcjonuje.
"Przepraszam Shawty, ale dzisiaj naprawdę nie dam rady. Ludzie powariowali! Nie gniewaj się.
xx Rose "
   Jej słownictwo nadal mnie przeraża, ugh.
"Jasne, to nie twoja wina. Innym razem xx Thalia "
   Naglę mój telefon zaczyna wibrować na znak, że ktoś próbuje się ze mną połączyć, a ja odskakuje jak poparzona przez co mój iPhone ląduje na posadce. Cholera, cholera, cholera.
   -Lia, wszystko okej kochanie? - słyszę głoś Zayn'a i szybko odpowiadam coś w stylu "Jasne, to tylko szampon.". Kto do mnie dzwonił? Umm... Justin. Natychmiastowo oddzwaniam. 
   -Liaaa! - mruczy do telefonu wyraźnie zadowolony. Uśmiecham się na dźwięk jego głosu.
   -Justin, co tam? - mówię.
   -Dobrze, a u Ciebie?
   -Też. Miło Cię słyszeć.
   -Myślę, że jeszcze lepiej będzie zobaczyć. Wybierzesz się ze mną na lunch dzisiaj? - pyta, a ja szybko się zgadzam, ustalam miejsce i rozłączam. Idealnie. Biorę szybki prysznic, myję i suszę włosy oraz je prostuję. Następnie stosuje delikatny makijaż i ubieram koronkową bieliznę od najlepszego projektanta. Ubieram się w jeansy Calvina Klein'a, białą bluzkę i blazer Tommy'ego Hilfiger'a. Na stopy wsuwam białe Converse i chwytam torebkę od Louboutin'a, w której mam dokumenty, portfel i inne pierdoły. Biorę kluczę i zaglądam do Zayn'a.
   -Wychodzę. Myślę, że będę koło 3. Zajmij się sobą. - burczę nagle opętana złością. Co we mnie wstąpiło? Nie wiem. Może to, że nie odezwał się przez ostatnie 5 lat, a teraz wraca jak nigdy nic? Chyba tak.
***
   Lunch jest bardzo przyjemny. Siedzimy w małej restauracji na obrzeżach Manhattanu i rozmawiamy o starych dobrych czasach. Kiedy wkraczam na temat Zayn'a Justin'owi rzednie mina.
   -Zayn'a Malika? Tego który zabrał mi Ciebie 5 lat temu z przed nosa? - prycha żartobliwie, a mnie szczęka opada do ziemi. Muszę ją czym prędzej zbierać z podłogi żeby brunet tego nie zauważył. Postanawiam zmienić temat, jest on dla mnie jeszcze świeży i drażliwy. Muszę sobie z nim porozmawiać. Wszystko wyjaśnić. Ale na razie czuję się zbyt słaba by się z tym uporać.  






Mam nadzieję, że ten rozdział choć trochę się wam spodobał. Pisałam go dzisiaj, na szybko ponieważ mam sprawdzian z fizyki i historii i musiałam zrobić sobie chwilę odpoczynku. Proszę żeby każdy, naprawdę KAŻDY napisał choć mały komentarz, albo chociaż kropkę. Wtedy będę wiedziała, że mam dla kogo pisać to opowiadanie. Inaczej nie ma sensu. Wiem, że teraz trochę przynudzam, ale mam ciekawą koncepcję na ciąg dalszy więc nie traćcie wiary kochani. A jak Story Of My Life? Ja osobiście jestem zakochana i nie mogę doczekać się Midnight Memories. Lots of lofe xx Oliwia

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 7 "Moja Lia"

   Stoję w bezruchu i nie wiem co mam zrobić. Nade mną pochyla się nieskazitelny Zayn. W kącikach moich oczu zbierają sie łzy frustracji. W tym momencie pragnienie rozchodziło się w dole mojego brzucha mając ochotę wybuchnąć. Sądząc po iskierkach w czekoladowych oczach bruneta, czuł to samo. Ale dlaczego? Coś niewidzialnego przyciągało nas od pierwszego wejrzenia. 
   Naglę mnie olśniło. Kolana uginają się pode mną, a stado antylop rusza do szaleńczego biegu w moim kręgosłupie. Uśmiecham się i daje upust emocją. -Zay... - szepczę zbliżając sie do niego. Chwilę stoi zmieszany, a potem przypomina sobie... Zna mnie tak dobrze. Jego usta wychodzą mi naprzeciw i zaczynamy szaleńczy pocałunek. Oplatam nogami jego biodra, a on miażdży moje biodro w swoim uścisku. Trzyma mnie mocno przy sobie, nie chcąc wypuścić mnie z objęć. Drugą ręką gładzi moje plecy, a potem kark. Uspokaja mnie tym.
   Odrywamy się od siebie ciężko dysząc. Wpatrujemy się w swoje oczy. Piwne w niebieskie, obie pary przepalone pożądaniem i nieukrywaną radością.
   -Moja Lia. - szepcze głaszcząc moje włosy jakobym była lalką. Uśmiecham się nieśmiało i poprawiam sweterek. -Nie byłem w stanie w to uwierzyć... - opuszcza mnie na podłogę, a ja czuje pewne ukucie rozczarowania. Jednak jest ono zaraz zatuszowane ciepłem Zayn'a. Unoszę głowę i ponownie zatapiam się w czekoladzie jego oczu. -Na lotnisku Ana powiedziała mi, że to ty, ale ja nie byłem w stanie uwierzyć, że... - sapnął zadowolony. Westchnęłam ciężko. W co nie chciał uwierzyć? - Że mam możliwość odzyskać Cię kolejny raz. - szepcze prosto w moje usta i łączy je w delikatnym pocałunku ze swoimi malinowymi wargami, a ja się zatracam. Zatracam w tym pocałunku, w jego zapachu, w naszym szczęściu i w... Nim samym.
   Następnie usiadłszy na kanapie wspominaliśmy czasy gdy mieliśmy po 18 lat i byliśmy zadłużeni w sobie bez końca. Po tych trzech latach nie mogę uwierzyć w to, że mam go z powrotem. Wiem, że zaufanie i resztę muszę odbudować na nowo, ale ciesze się z kolejnej szansy nam danej.  
   Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam, a Zayn zaniósł mnie do sypialni. Położył sie obok mnie więc kiedy wstałam miałam miłą niespodziankę i potwierdzenie, że to nie piękny sen. Przejechałam opuszkami po jego policzku, do żuchwy i dziennego zarostu. Pod wpływem mojego dotyku przymknął powieki rozkoszując się nim. Zachichotałam niczym małolata.
   -Kocham ten dźwięk. - szepcze i przyciąga mnie bliżej swojego ciała. Czuje iskry, które przepływają przeze mnie za pomocą jego dotyku. To jak jakaś czarna magia. O boże.


No wiem, wiem. Jak zwykle za krótkie, do kitu i za późno. No wiem. Gówno jedno wyszło, pozdrawiam. Kilka komentarzy zawsze mile widziane, to pomaga wenie, uwierzcie :)))

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 6 "Naprawdę Ci się podobają?"

   Biuro mojej mamy znajduje się w centrum Manhattanu. Jest to wysoki biurowiec z dużymi oknami i podziemnym parkingiem. Mówiąc o parkingu, wjeżdżam do niego i oddaje kluczyki boy'owi. Uśmiecham się do niego nikle wiedząc jak ogląda moje Audi. Oblizuję usta i wchodzę do windy przyciskając numer '38'. Ostatnie piętro, na którym króluje moja mama. Wrota małego pomieszczenia otwierają się, a ja wychodzę do przestronnego holu. Urządzony jest w kolorach ciepłych, stonowanych. Beż, biel i żółty. Przy blacie z piaskowca siedzi zgrabna, młoda brunetka. Podchodzę do niej zdejmując moje okrycie, które zaraz ode mnie odbiera.
   -Dzień dobry panno Sandiago. - uśmiecha się zdenerwowana moją wizytą.
   -Shopie, mów mi Ana. - podaje jej rękę i mam wrażenie jakby każdy jej mięsień przestał się napinać. -Pani Sandiago u siebie? - pytam zerkając na duże, mahoniowe drzwi ze złotymi literami "BEAVERS CORPORATION". Moja rodzicielka miała swoje panieńskie nazwisko.
   -Naturalnie, czeka na panią... Ciebie. -poprawia się, a potem obie cicho chichoczemy. Kiwam głową i oddalam się do biura mojej matki. Delikatnie pukam w drzwi i wchodzę gdy słyszę ciepłe "Proszę". Moja mama to szczupła blondynka z pasmami siwizny na włosach. Jej twarz pokrywają nikłe zmarszczki, ale w ołówkowej spódnicy i białej koszuli nadal przedstawia się nienagannie. Wita się zemną całując w oba zaróżowiałe policzki. 
    -Bardzo cieszę się z Twojej wizyty córeczko. - szczebiocze wesoło i zasiadamy przy długim stole z widokiem na panoramę Manhattanu. 
    Oglądając nową, młodzieżową kolekcje mojej mamy jestem pod tak wielkim wrażeniem, że chyba musze pozbierać własną szczękę z podłogi. -To jest świetne mamo... - mówię oszołomiona. To jest naprawdę wspaniałe! Kobiety Nowego Jorku oszaleją widząc na ulicach tak gorących facetów. Wzrośnie liczba pacjentów w szpitalach. Chichocze na tę myśl.
     -Naprawdę Ci się podobają? - moja matka nie dowierza. Kiwam z dezaprobatą głową. -To świetnie. Mam już kilku kandydatów, znajomych na moteli. Zobacz. - daję mi listę, a ja kolejny raz otwieram szeroko oczy. Zayn Malik, Harry Styles, Justin Bieber... Co?! 
    -Um... Mamo to moi znajomi... - jąkam się przygryzając dolną wargę.
   -Cóż, tak... Ale zgodzili się od razu! - blondynka klaszcze w ręce promiennie się uśmiechając. Próbuję ukryć zażenowanie i uśmiecham się sztucznie. 
   Po półgodzinnej pogawędce wychodzę z biura zaciągając się świeżym powietrzem. Samochód czeka już na mnie pod wejściem.  
 ***
   Kiedy wróciłam w salonie siedział jedynie Zayn. Nadal jestem wielce zdziwiona jego udziałem w sesji mojej mamy więc omijam go szerokim łukiem
   -Hej, Ana. - mruczy wyraźnie niezadowolony. -Coś się stało? - jego ton zmienia się na zmartwienie. Oh wow.
   -Cóż... Dziwi mnie to, że znałeś mnie wcześniej, a ja Ciebie nie.- burczę spoglądając na niego. Krzyżuje ręce na piersiach i wydymam wargi w efekcie niezadowolenia. On spogląda na mnie i marszczy brwi. -Stella Beavers, mówi Ci to coś? -unoszę do góry jedną brew.
   -Ym... Tak. - w jego oczach doglądam się ciemności, chłodu. Czy to ma związek z moją mamą? -Czemu o nią pytasz? - jest zdezorientowany? No proszę!
    -Huh... Czemu? To moja mama! - wznoszę ręce w powietrze jako gest frustracji. -A Ty tak sobie będziesz szedł w jej pokazie, wraz ze mną? - teraz krzyczę bojąc się tego chłopaka. Nie dowierza mi. Prostuje się i powoli wstaje kierując się w moją stronę. Automatycznie się cofam wpadając na ścianę. Kiedy jest wystarczająco blisko moje mięśnie się napinają, a oddech wydaje się być cięższy. Widzę jego idealne zarysowanie szczęki i czekoladowe morze oczu. Muska palcem wskazującym mój twardy i zimny policzek i zbliża się ku mojej twarzy. Przygryzam dolną wargę. 
   -Oh Ana... - syczy, a jego szczęka się zaciska. Co się dzieje? -Jesteś taka delikatna i piękna.- oblizuje swoje pełne usta, a po moich plecach przebiegają dreszcze. Co do cholery on chce zrobić?! 
 
 Heej. Wiem, że dawno nie dodawałam rozdziału, przepraszam. Ale jeśli będziecie więcej komentować następny pojawi się albo jutro albo we wtorek. Więc... Minimalnie 4 komentarze i zabieram się do roboty ; ) Proszę, to dla mnie naprawdę ważne kochani xx Love ya <3 
 
 

sobota, 21 września 2013

Rozdział 5 "Tak mała."

   Wiedziałam. Jestem zbyt tępa by się zamknąć czy może raczej zbyt głupia? Jedno i to samo. Jedynie taka pusta idiotka jak ja mogła spytać o takie gówno. Ugh.
   -No cóż... - zaczyna, a ja nabieram powietrza w płuca czekając na dalszy ciąg. -Po prostu... My... Jakby to... Nie lubimy się zbytnio. - krzywi się i przepraszająco wzrusza ramionami. Szybko wypuszczam wzdymające mnie powietrze i krzywo się uśmiecham.
   -Yeah... Rozumiem.- burczę coś pod nosem i zamykam się spoglądając w widok za oknem. Audi A8 kierowane przez Zayn'a zostało zaparkowane idealnie. Byłam pod... Huh, wielkim wrażeniem. Wchodzimy do TESCO ramie w ramie lecz w bardzo krępującej ciszy.  
    Załadowaliśmy koszyk po same brzegi lodami, żelkami, pieczywem, alkoholem i innymi świństwami śmiejąc się do rozpuku. Wreszcie znaleźliśmy nic porozumienia i to całkiem dobrą. Jest naprawdę miłym i porządnym facetem. No i do tego nieziemsko przystojnym.
    -Coś jeszcze maleńka? - Ahh i mówi do mnie maleńka! Wpatrując się w nasze zakupy zaczynam intensywnie myśleć. Po niecałych trzydziestu sekundach energetycznie kręce głową na znak, że absolutnie niczego nam nie brakuje. Oblizuje usta i funduje mi ten swój łobuzerski uśmiech po czym kładzie dłoń na moich plecach zjeżdżając w dół i zatrzymując się tuż nad moją pupą co zbija mnie z tropu.
   Za całe zakupy zapłacił Zayn, dziwne... Skąd miałby tyle pieniędzy? Nie sądzę, że jest biedny czy coś, ale... Nie ubiera się tak jak jego brat. Przez chwilę nawet myślałam, że Zayn'a adoptowali, ponieważ ma inne nazwisko, ale to całkiem nieprawdopodobne. Opowiadał mi o swojej rodzinie i nie było tam żadnej wzmianki o domu dziecka. Z tego co pamiętam...
    Dojeżdżamy pod dom jeszcze przed Anastasią i Harry'm. Szybko rozpakowujemy nasze bagaże i przygotowujem wino, jakieś przekąski i dobry film na wieczór. 
   -Chętnie będę wam towarzyszył w babskim wieczorze. - mówi zadowolony pocierając o siebie dłonie. Chichoczę i w mało elegancki sposób siadam po jego prawej stronie na skórzanej sofie w kształcie litery "L". Włączamy duży, plazmowy telewizor, a Zay zaczyna skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś godnego naszej uwagi.  
   Po pięciu minutach błogiej ciszy do mieszkania wpada roześmiana Ana z brunetem i Rose. Szybko zeskakuje z sofy wprost do objęć mojej przyjaciółki. Nie widziałyśmy się od zakończenia liceum, więc trochę nam zleciało. Przez ten czas Rosalie wyszczuplała, sprawiła sobie nową opaleniznę i kilka całkiem dobrze prezentujących się sukienek od Channel.
   -Umm.. Rosalie to Zayn, Zayn to moja przyjaciółka Rose. - uśmiecham się patrząc na reakcję obu stron. Mulat wyciąga dłoń w jej stronę, którą następnie całuje nie tracąc kontaktu wzrokowego. Dziewczyna co mało nie mdleje z wrażenia, ale gra twardzielkę.  
    -To co robimy? - Ana ostrożnie zasiada na kolanach swojego kochanka wplątując palce w burze czekoladowych loków na jego głowie. Ma to coś. Tak samo jak jego brat. Unoszę lewą brew ku górze i zajmuję moje wcześniejsze miejsce po boku Malik'a.
    -Mieliśmy napić się wina i obejrzeć jakieś romansidło. - wzruszam ramionami bez jakichkolwiek emocji. Wszyscy zgodnie przytakują mi więc podaje im kieliszki zapełnione winem z 1947 roku.  
***
   W nocy bierze nade mną górę chęć zapalenia. Zgadza się. Przez ostatnie dwa tygodnie nieobecności mojej przyjaciółki weszłam w nałóg jakim jest palenie. To potworne dla mojej cery, ale walić to.
   Biorę z salonu bluzę Zayn, ubieram vansy i wychodzę przed kamienicę. Chcę już zapalić papierosa gdy ktoś zachodzi mnie od tyłu.
   -Buu! - krzyczy, a moje serce podchodzi do gardła i wcale nie ma zamiaru wrócić. Gdy okazuje się, że to Harry zaczynam obkładać jego klatkę piersiową moimi prawym sierpowym.-Hej, hej Lia! Uspokój się słońce. - rzuca rozbawiony moją reakcją.
   -Mi wcale nie jest do śmiechu Styles. - prycham oblizując spierzchnięte, od nagłego przypływu adrenaliny, usta. 
   -Oh... Bardzo przepraszam panią, pani Sandiago. - burczy obejmując mnie w przyjacielskim uścisku. Dopiero teraz zauważam, że w lewej ręce trzyma papierosa.
   -Palisz? -oytam zanim w ogóle coś pomyśle. Głupia Thalia.
    Marszczy brwi i patrzy na mnie z konsternacją wymalowaną w jego zielonych tęczówkach. -O to samo mógłbym spytać panią, panno Sandiago. -uśmiecham się szczerze i kiwam głową z uznaniem. Następnie wkładam papierosa do ust i zaciągam się jego dymem. Palimy w ciszy, którą z wyczuciem przerwał mój towarzysz.
    -Widziałem, że poznałaś już lepiej mojego brata. - wychrypiał patrząc tępo w jeden punkt. Patrzę na niego dając znak by kontynuował. -Uważaj na niego. Jest dobrym chłopakiem, ale ma różne, niekoniecznie dobre pomysły. - ostrzega mnie wydychając kółka z dymu tytoniowego. Wezdycham ciężko. Co to ma do cholery znaczyć?!
*** 
   Nazajutrz budzi mnie ciche mruczenie mojego wiernego przyjaciele Stewarda. Głaskam go po miękkim futerku co daje mi mentalność ducha. Oblizuje spierzchnięte wargi i uświadamiam sobie, że wciąż ubrana jestem w krótkie czarne spodenki, bluzkę na ramiączka i bluzę Zayn'a. Szybkim krokiem maszeruje do salonu chcąc oddać ją bez najmniejszego problemu co jednak, jak zwykle, mi się nie udaje. Chłopak gotuje już śniadanie. Wchodzę do kuchni ze spuszczoną głową. 
   -Ślicznie wyglądasz. - mówi Zayn chichocząc pod nosem. Tym razem on dostaje z mojego prawego sierpowego w biceps. Łapie się za to miejsce udając skomlącego z bólu. Patrzę na niego unosząc brwi. Kręcę głową z konsternacją i naciągam rękawy bluzy. 
   -Zostawię ją sobie. - mruczę cicho podjadając kawałek czerwonej papryki. Odwracam się na pięcie kierując się w stronę łazienki. Biorę szybki, ale efektowny prysznic oraz myję włosy, które od razu po tym suszę i prostuję. Robię szybki make-up na co składa się podkład, puder, tusz i kredka do oczu. Usta muskam wiśniowym błyszczykiem. Wkładam czystą bieliznę oraz skórzaną spódniczkę Loris'a Azzaro, białą bluzkę z trzy-czwartym rękawem i brokatowe szpilki od Jimmy'ego Choo. 
   Wychodząc z sypialni spotykam Anastasię. Nie jest dzisiaj w humorze i wcale nie wygląda olśniewająco jak za każdym razem. Oczy ma czerwone, a pod nimi pojawiły się sińce jakby nie przespała całej nocy.
   -Hej, Ana jadę do mamy. Prosiła mnie bym obejrzała jakąś nową kolekcję, powinnam być za niecałe dwie godziny. - mówię uporczywie szukając w torebce Dior kluczyków od auta. Moja przyjaciółka tylko potakuje głową, chyba najbardziej energicznie jak tylko ją dzisiaj na to stać. -Zayn! - wołam kierując się do kuchni. Unosi głowę z nad iPhon'a ilustrując mnie wzrokiem. Wydaje mi się, że powinnam posprzątać jego szczękę z podłogi. Chwytam jego podbródek w dwa palce tym samym zamykając jego usta. -Masz może moje kluczyki od auta?-pytam nie ukrywając zdenerwowania.
   -Tak mała. - mruczy wyciągając je z tylnej kieszeni swoich jeansów. Są obcisłe i wiszą mu seksownie na biodrach. Przygryzam dolną wargę i biorę od niego moją zgubę. Następnie całuje przelotnie w policzek w podzięce i wychodzę.


Kolejny beznadziejny rozdział, od beznadziejnej autorki! Mam pomysł na dalszy ciąg opowiadania, ale nie potrafię go rozkręcić - porażka. Mam nadzieję, że chociaż ktoś czyta te wypociny i jest zadowolony. KOMENTUJCIE x : )

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 4. "Okeej. Chcesz jechać ze mną?"

   Zawsze miałam problemy z orientacją. Muszę sprawdzać kierunki kiedy ktoś każe mi iść w prawo. Wtedy zastanawiam się, która to prawa. Dopiero po dwóch minutach ruszam w odpowiednim kierunku. Co dziwne, nie jestem blondynką. Nie ważne. 
   Szukam właśnie sali przylotów czekając na Anastasię. Wreszcie jakaś miła, starsza pani wskazuje mi ją. Cóż, dzięki Bogu na tym świecie są jeszcze jacyś dobrzy ludzie.
   Tak! Mam ją w zasięgu wzroku. Jak zwykle. Włosy rozjaśnione od Meksykańskiego słońca, idealna figura i ten firmowy uśmiech. Ale zaraz... Idzie w towarzystwie dwóch chłopaków! O rany... Są nieziemscy, podobni do siebie, ale zupełnie inni! Jeden o alabastrowej karnacji, zielonych oczach i burzy loków na głowie. Ubrany w szary garnitur, tego samego koloru krawat i białą koszulę. Ten drugi natomiast mulat, o oceanie czekoladowego tęczówek i kruczoczarnych włosach. Na sobie miał czarne rurki, które lekko opadały z jego bioder, bordową koszulkę, skórę i nike. Gorący.
   -Lia! - słyszę jej cudowny głos i od razu czuję jak dziura w moim sercu zostaje wypełniona. Bierze mnie w ramiona. Zaciągam się zapachem znanych perfum od Channel.
   -Brakowało mi Ciebie. -szepczę wpatrując się w jej oczy. Kiwa potwierdzająco głową przygryzając dolną wargę. Wypuszcza powietrze jakby zdjęła z siebie ciężar o wadze trzech ton. Ale przecież ta dwójka przystojniaków miała walizki, a ona tylko swoją torebkę Jimmy'ego Choo?!
   -Słyszałam, że spotkałaś się z Bieber'em! - stuka mnie żartobliwie w ramie, a ja chichoczę. Spuszczam wzrok i pocieram swoje spierzchnięte wargi o siebie. -Opowiesz mi potem. A to jest  Harry Styles i Zayn Malik. - otwieram usta w pełnym zdziwieniu. Zupełnie wmurowało mnie w kafelki na tym cholernym lotnisku! Zaciągam się tak cennym powietrzem gdy w tym samym momencie wyciągają do mnie ręce. Witam się z nimi pocałunkiem w policzek. Jeden ma czerwony i rozgrzany policzek, natomiast drugi zimny i twardy. Ugh. Są swoim przeciwieństwem.
  -Jestem Thalia. Thalia Sandiego. - kąciki moich ust świergoczą w wesołym uśmiechem. Posłałam pytające spojrzenie mojej przyjaciółce sponad rzęs. Wzrusza ramionami i dociera do Harry'ego. Obejmuje ją w pasie i przyciąga do siebie. Przyglądam się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami i rozdziawioną buzią. 
  -Chłopcy to koledzy mojego brata, Daniel'a. Zamieszkają u nas na jakiś tydzień, może dwa.- mówi jakby to było oczywiste, a ja byłabym jakąś głupią dwunastolatką. Przewracam oczami i wydaje z siebie jęk frustracji. -Laska?
  -Nie ma problemu. - wymuszam sztuczny uśmiech i ruszamy do taksówki.  
    Kiedy w końcu dotarliśmy do domu ruszyłam prosto do swojej sypialni. No może poza burknięciem do Any by pokazała naszym gościom sypialnie no i oczywiście sprzątnęłam za sobą pana Steward'a. Rozkładając się na wygodnym łóżku wybieram numer do naszej przyjaciółki Rosalie.
   -Hej Lia. - mówi jak zwykle radosna i pełna życia. Od razu poprawia mi się humor. Jak dobrze. 
   -Cześć Rosi. Co u Ciebie? - rzucam zaczepnie chcąc by nie wyczuła żadnego napięcia.
   -Huh, całkiem dobrze. Stasia już wróciła? - niemalże piszczy do mikrofonu dlatego odsuwam telefon na bezpieczną odległość od mojego ucha.
   -Tak. Ja właśnie po to dzwonię. Pomyślałam, że mogłabyś wpaść i przywitać się. Spędziłybyśmy wieczór przy dobrym winie i starych wspomnieniach. Huh, co ty na to?
   -Z chęcią! Będę za trzy kwadranse. Kocham Cię Thalia. - świergocze i kończy połączenie.  
   Ubieram czarne leginsy, czerwoną bluzkę na ramiączka i marynarkę. Cały ubiór dopełniały buty Christian'a Louboutin'a. Przyglądam się mojemu odbiciu w lustrzę i muszę przyznać, że wyglądam, no cóż... Genialnie. Dziękuje Louboutin.
   -Hej Anastasia! Wychodzę. Rosi niedługo przyjdzie. Ja wychodzę tylko na chwilę. - dopiero wtedy zauważam, że na sofie w salonie siedzi tylko ten cały... Zayn? 
   -Wyszła z małym Gnojkiem gdzieś. - wzrusza ramionami kierując wzroku ku mojej osobie. Uśmiecha się pod nosem gwiżdżąc cicho. To pewnie mój tyłek. Nie. Nie. Nie.
    Przygryzam wargę z poddenerwowania wiercąc dziurę w wykładzinie moją nowiutką szpilką. -Ookej. Chcesz jechać ze mną? - rzucam próbując nie okazywać swojego zdenerwowania. Choć w sumie... Nie będę ukrywać. Mam duuże, ogromnę problemy z poznawaniem nowych, przystojnych chłopaków. No co ja poradzę?
   -Spoko. Z miłą chęcią.- wstaje z wielkim uśmiechem na swoich różowych ustach, a ja tym razem z rozdziawioną buzią stoję w tym samym miejscu wmurowana.  -Idziesz mała? - wychodzi, a ja drepczę zaraz za nim. 
   Otwiera przede mną drzwi od strony pasażera, a ja z konsternacją marszczę brwi patrząc na niego. -Eee, ale Zayn... - jęczę cicho, ale ten nie daje mi kontynuować. Chwyta moją dłoń i zachęca bym wsiadła z tym swoim olśniewającym uśmiechem. Ugh, okej. 
   -Dziękuje. - szepcze mi do ucha wywołując miłe dreszcze na mojej alabastrowej skórze. Uśmiecham się szczerze i patrze jak obchodzi samochód by zając miejsce obok mnie. 
   Po chwili, gdy już skończyły się nam tematy, a mnie nadal zaskakuje to, że Zayn wie gdzie ma jechać decyduje się zapytać. - Hej Zayn... Słuchaj. Kiedy pytałam gdzie jest Ana, powiedziałeś o swoim bracie mały Gnojek, ale dlaczego? - zwróciłam głowę w jego stronę i już  wiem, że mogłam ugryźć swój cięty język.
   Mocniej ściska kierownice, a jego oddech staje się nierówny. O kurwa. 

No to macie kolejny rozdział. Tak samo beznadziejny jak każdy inny, ale cóż. Chciałabym komentarzy. Pod tamtym postem zastałam marny 1? Oczywiście bardzo serdecznie dziękuje za ten komentarzy, kocham Cię. Ale gdzie reszta? Mamy 4 rozdział i ponad 800 wejść, a tu po jednym komentarzu? Tak być nie może. Next jeśli będą 3 komentarze, jeśli nie to nie będzie nexta :C 
Love Ya xx Oliwia
 

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 3."No właśnie. Czego?"

   Kiedyś muszę zrobić porządek w tej torebce. Uważam, że wszystkie stereotypy o mądrości blondynek czy te o teściowych są zwykłym stekiem bzdur, ale te o kobiecej torebce dają mi dużo do myślenia. Zanim otworzyłam drzwi musiałam porządnie spenetrować każdą przegródkę skórzanego wynalazku Louis'a Vuitton'a. 
   -Zapraszam. - burknęłam w końcu do uśmiechniętego od ucha do ucha Justina. Jak na dżentelmena przystało przepuścił mnie w progu. Wow. 
   -Kiedy byłem tu ostatniej nocy nie miałem czasu sprawdzić jak się urządziłaś.- potarł o siebie obie dłonie po czym energicznie w nie klasnął. -Po co Ci druga sypialnia?- zmarszczył brwi jakby trochę zmartwiony. Mój wzrok od razu powędrował na białe drzwi ze złotą klamką.
   -Cóż... Mieszkam tu razem z moją najlepszą przyjaciółką Anastasią, która obecnie jest w odwiedzinach u swojej rodziny, ponieważ nie będzie mogła zobaczyć się z nimi w święta.- powiedziałam na jednym tchu. Jej wyjazd był dla mnie bardzo trudny. Jesteśmy dla siebie jak siostry. Zawsze pomagamy sobie we wszystkim i tego mi cholernie brakuje. Ale do jej powrotu tylko 2 dni! Moja wewnętrzna bogini raduję się niczym dziecko, które dostało dużego lizaka. Na tę myśl na usta wkrada mi się leniwy uśmiech. -To ja zrobię tą herbatę.- szepczę.
   Znikając za progiem kuchni słyszę głośny jęk mojego gościa. Ojej! Zapomniałam mu powiedzieć o Stewardzie. Puściłam się biegiem do salonu mając nadzieje, że mój puchaty przyjaciel nie narobił wielu szkód. Ku mojemu zdziwieniu przyglądali się sobie w dużej odległości. Dzieliła ich szklana ława, mój ulubiony fotelu z przytulnym kocykiem rozłożonym na oparciu oraz niedużym stolikiem i lampką nocną u boku. 
   -Huh... Justin? To Steward. Mój kot.- zachichotałam pod nosem podchodząc do zwierzątka, które niewinnie rozłożyło się na poduszce mojej sofy. Usiadłam nieopodal, a ten od razu znalazł się na moich kolanach. Dotyk jego sierści izoluje wszelkie zmartwienia i uczucia. Czuje się przyjemne mrowienie w palcach. Chwilowe niebo, zdecydowanie. -Oj nie bój się.- zatopiłam spojrzenia znad rzęs na bruneta czającego się w kącie pomieszczenia. Niepewnym krokiem zbliżył się do mnie i prawie bezszelestnie zajął miejsce na meblu. Oblizał suche usta i przyjrzał się Steward'owi.
   Prychnął pod nosem. -Nie boje się kota.- skomentował z sarkastycznym uśmiechem. Wzruszyłam ramionami i zachęciłam gestem by pogłaskał kota. Niechętnie przesunął palcami po jego karmelowym futerku, a w jego oczach ujrzałam wesołe iskierki. -Cóż... Przyjemne uczucie.- przyznał zaskoczony słowami, które same wypłynęły z jego pełnych ust.
    Po przygotowaniu aromatycznej herbaty zasiedliśmy na wygodnej sofie oglądając jakiś film. -Jak za starych, dobrych czasów. - przyznał Justin, a na jego ustach krył się cień łobuzerskiego uśmiechu. Energicznym ruchem głowy przytaknęłam mu. Przysunął się do mnie i objął ramieniem, zaciskając w przyjacielskim uścisku. Zachichotałam raczej mało atrakcyjnie, pod nosem. -Uwielbiam ten dźwięk.- szepnął mi głosem pełnym... No właśnie. Czego? Radości, miłości, pożądania? Sama nie wiem. Tak bardzo za nim tęskniłam. 

    Następnego dnia obudziłam się w takiej samej pozycji. Co więcej z Justin'em u boku. Nie byłam zła, wręcz przeciwnie. Miałam najlepszy humor pod słońcem od jakiś dwóch lat. To było przerażająco dziwne, ale nie zważałam na to. Zrobiłam nam najlepsze na jakie było mnie stać.

Taki do dupy ten rozdział, wiem :c przepraszam, ale po TIU nie mam weny. ciągle płacze i tęsknie za tą atmosferą i za bardzo dobrym kolegą. Beka. KOMENTUJCIE SKARBY xx

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 2. "Mój były szef to straszny kutas."

"Nadal mam twoją koszulkę xx Thalia"
   Wysyłam SMS-a czekając na szybki odwet, jak się okazuje - nie następuje. Wzdycham ciężko czując pustkę w sercu. Postanawiam w końcu ubrać coś porządnego, ponieważ nie zamierzam spędzić całego dnia w dresach. Na nogi wciągnęłam najlepsze rurki od Calvin'a Klein'a, ubieram błękitną bluzkę na ramiączka, czarny sweter i brązowe botki. Włosy związuje w koński ogon. Rzęsy lekko tuszuje i uprzednio chwytając torebkę wychodzę z domu. 
   Przyjemny wiatr owiewa moje poranione nogi. Nieruchomieje na sekundę pozwalając nieprzyjemnemu bólowi rozejść się po całym ciele. Natarczywie oblizuje usta, a ich kąciki formują niezrozumiały grymas. Oddycham głośno lecz płytko. Z powrotem ruszam do równego marszu w kierunku mojej ulubionej kawiarni. 
   Zapach mielonej kawy pomieszany z wonią ciepłych ciasteczek zapełnia moje nozdrza. Rzucam się biegiem do kasy zanim starszy pan w sweterku w kratkę i spodniach zaprasowanych w kancik uprzedzi mnie. Zamawiam Carmel Machiatto i uprzejmie uśmiecham się do zszokowanego, sama nie wiem czym, chłopaka za ladą.
   Kiedy ciepły napój rozlewa się w mojej zimnej krtani czuje wielką ulgę. Rozmyślania porywają całą moją głowę przez co lekko odpływam w zapomnienie. Czuję jakby czas się zatrzymał. Tylko ja i moje myśli. Nic innego się nie liczy. No oprócz Justin'a, który tak bardzo namieszał mi w głowie. Właściwie, za kogo on się uważa? Że od tak może wtargnąć w moje życie po dwóch latach żadnego odzewu? No chyba tak.
   Słychać mały dzwoneczek. To znak, że ów kawiarnia wypełni się jednym klientem więcej. Patrzę w stronę zimnego podmuchu wiatru i przewracam oczami. Z nich wychodzi uśmiechnięty od ucha do ucha Bieber. Ma na sobie obcisłe rurki, koszulę w kratkę i jeansową kórtkę oraz białe supry. Ohh drogi Boże. Z gracją sunie pośród małych stolików i okrągłych foteli. Nie zwraca uwagi na zaczarowane spojrzenia nastolatek śliniących się na widok takiego przystojniaka. Dopiero teraz dostrzegam, że górne trzy guziki jego koszuli nie są zapięte odsłaniając kilka skromnych tatuaży. Muszę przyznać, że wygląda to naprawdę seksownie. O nie! "Thalio Victorio Sandiago! Natychmiast przestań myśleć o tym chłopaku jak o zdobyczy!" Wydziera się na mnie moja podświadomość. Może i ma racje? Ugh. To jest trudne. Przygryzam wargę w afekcie irytacji i odwracam się do szyby by odgonić myśli pożądania. 
   -Cześć Shawty. - a jednak mnie zauważył, to ci nowość. Uśmiecham się do niego promiennie dając znak ręką by się dosiadł. Bez skrępowania siada na krześle, które uprzednio mu pokazałam unosząc lekko lewy kącik wspaniale wyprofilowanych ust. -Jak się czujesz?
  Odkasłuje pozbywając się ogromnej guli w gardle. -Lepiej. - szepczę nie patrząc w jego przenikliwie orzechowe oczy.
   -Jak Ci się spało z kawałkiem Bieber'a przy sobie? - prycha wyraźnie zadowolony. Kręcę głową z lekkim zażenowaniem i zawstydzeniem.
   -Całkiem nieźle. - mówię całą prawdę, a na moich policzkach pojawia się szkarłatny rumieniec. I wydaje mi się, że to wcale nie przez gorący napój, którego biorę spory łyk.  
   -Powtórzymy to kiedyś. - mówi cały czas z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Masz na myśli twoją koszulkę czy Ciebie?- poruszam brwiami na co u nas obojga wywołuje chichot.
  -Zobaczymy co da się zrobić. - szepcze oblizując malinowe wargi umazane w przepysznym, orzechowym Capuccino. "Zlizałabym je z nich.." Moja podświadomość jest ostatnio bardzo zmienna! Potakuje głową i spuszczam wzrok na dłonie, które splątałam na styropianowym kubku pełnym do połowy. -Przejdźmy się. - mówi chłodno i stanowczo. Natychmiast zabieram torbę oraz napój i kieruje się z nim do wyjścia. Ostatni raz spoglądam na wszystkie te dziewczyny i pokazuje im język. Nie widzę już ich reakcji, ponieważ Juju obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie.
_____________________________________________________________________
   -Pamiętasz jak cała ubrudziłaś się tajskim jedzeniem na imprezie u mojego szefa? - Justin wspomina tą chwilę, a moje policzki oblewają się przeogromnym rumieńcem.
   -Nie! Błagam. - zażenowanie paraliżuje mnie całą od stóp do głów po czym wybucham głośnym śmiechem w ślady kolegi. Dostaje gęsiej skórki myśląc ponownie o tym wydarzeniu. 
   -Dla mnie i tak wyglądałaś słodko. - mówi miękko łapiąc mnie za rękę. Splątuje jego palce ze swoimi przygryzając dolną wargę. Chłopak mocniej ściska je i przyciąga mnie do siebie. Mam teraz nogi na jego kolanach oraz ciepłą kurtkę na ramionach. Nadal opiekuńczy. 
   -Może pójdziemy do mnie. Od razu oddam Ci bluzkę i może napijemy się jeszcze czegoś ciepłego? -unoszę w górę pusty kubek po kawie. Od razu zgadza się pomagając mi wstać. Nie puszcza mojej ręki, wręcz przeciwnie. Przyciąga mnie bliżej. To niemożliwe.  
   -Wiesz, że przed przyjściem do Starbucks'a byłem u Ciebie w domu? - pyta, a ja marszczę brwi w zdziwieniu. -Ale nikogo nie zastałem. - wzrusza ramionami udając naburmuszonego. Śmieje się pod nosem i przystawiam usta do jego zimnego oraz twardego policzka.
   -Przepraszam, że nie było mnie w domu. - cmokam słodko na co on od razu mnie przytula i głaszcze po głowie. -Hej to, że jesteś dwa lata starszy nie znaczy, że możesz robić takie rzeczy ze mną! - prycham żartobliwie.  
   -A tak swoją drogą... - znowu zmienia temat, no proszę. -Mój były szef to straszny kutas.- no proszę nic się nie zmienił! Z moich ust wydobywa się udawany jęk zachwytu, a dłonie zaczynają swobodnie klaskać. Brunet marszczy brwi i ręką przeczesuje włosy lekko ciągnąc za ich końce. Jeden z niesfornych kosmyków opada mu na czoło co instynktownie poprawiam. Ma takie miękkie włosy, słodki Jezu.  
    -Gdzie teraz pracujesz? - pytanie samo wpada mi na usta. Co miałam niby zrobić? Wiem, że nie był zadowolony, ponieważ jego oczy pociemniały. Teraz przypominały bardziej odcień szarości niż ten przyjemny orzech. Wzdrygam się czując na swojej skórze palący oddech. Przenoszę swoje spojrzenie na czubki butów.
   -To tu, to tam. - odpowiada wymijająco. Och, jasne. Pożegnajmy miłego Bieber'a, witaj stary, zimny draniu.  
 Ojej. To już drugi rozdział! Strasznie się cieszę, że komentujecie. To właściwe wy zmotywowaliście mnie do napisania go w jeden dzień! Liczę na więcej. Wiem, że może ten rozdział nie jest taki jaki potrzeba, ale myślę że da się przeżyć. Kocham Was xx
Oliwia

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 1. "Odwiozę Cię do domu."

   Wysokie szpilki, krótka sukienka i stan upojenia alkoholowego to zestaw, który staram się zamawiać jak najrzadziej. Jednak czasem zdarzy się, że po imprezie wszyscy są tak ścięci, że nie ma szans na trzeźwego kierowce, no ba. Taksówki o tej porze także nie świecą gromadą dlatego powrót do domu na pieszo wydaje się najbezpieczniejszym wyjściem. 
   Dlaczego akurat balowanie w najgroźniejszym okręgu Nowego Jorku? Odpowiedź jest prosta. Pełno tam wspaniałych ludzi, którzy nie zwracają uwagi na twój ubiór czy zachowanie. Wszyscy bawią się w swoim gronie jednocześnie starając się być bezstronni. No i Ci pociągają gangsterzy.
   Teraz przydałby mi się jeden z nich do obrony. Może propozycja tego umięśnionego Murzyna nie była tak zła jakby teraz pomyśleć. Przynajmniej nie pozwoliłby mnie dotknąć każdemu obskurnemu typowi. Słyszę strzał i zamieram.
   Staram się o tym nie myśleć. Zaciskam powieki i szybkim ruchem zsuwam szpilki, które uniemożliwiają mi jakąkolwiek szybszą interwencję. Staram się nie słuchać donośnych śmiechów dochodzących z miejsca strzału, ale one dziwnie zbliżają się. Dopiero teraz do mnie dociera, że było to z tej strony, do której  idę. Głośno przełykam ślinę zbywając przerażające myśli. 
   W ciemnym zaułku, przy obskurnym budynku widzę pięciu mężczyzn. Stoją oni w kole, wyraźnie się czemuś przyglądając. Dopiero po chwili dociera do mnie co to jest. Niewinny chłopak zwija się z bólu trzymając prawe ramię. "Pewnie tam padł strzał" - myślę i nie mylę się, ponieważ przyglądając się uważniej dostrzegam plamę krwi. Czuje obrzydzenie i strach? 
   -Hej! - woła do mnie jeden z nich. Święty Barnabo. Niepewnie odwracam się w jego kierunku. Jako jedyny jest biały. Reszta miała albo ciemną karnację, albo była po prostu Murzynami. Niecierpliwie oblizałam dolną wargę cisnąc w uścisku zębów.  
    -Thalia? - szepcze, a jego usta układają się w firmowy uśmiech. Chwila, chwila... To Justin? Co on tutaj robi do jasnej cholery.
   -Hej, Justy. - wzdycham wyraźnie zażenowana. Przyłapał mnie o czwartej nad ranem kiedy wyglądam jak totalna dziwka. Rozmazany makijaż, fryzura mówiąca przed-chwilą-uprawiałam-seks, rozmazany makijaż i figlarnie podwinięta sukienka. Natychmiast chwytam rąbek materiału i ciągnę go w dół zakrywając spory kawałek uda.
   -Co Cię tutaj tak późno sprowadza?- przekręca głowę wyraźnie zaintrygowany odpowiedziom gdy moje usta otwierają się. Wzdycham i spuszczam wzrok na zimne płyty chodnikowe.
   -Wracam z imprezy... - mówię z niechęcią w głosie. Na szczęście nie słyszę żadnego gardłowego śmiechu czy prychnięcia. Czuje jego ciepłe ramie oplatające mnie w tali.
   -Odwiozę Cię do domu. 
~*~ 
   Kac morderca. Chyba bez powodu nie jest tak nazywany, zgadza się? To okropne uczucie. Odgarniam z siebie ciepłą kołderkę w różę i wtedy zauważam coś co mnie intryguje. Jestem w koronkowym staniku i stringach oraz za dużej męskiej koszulce. Co do cholery?  
   Wtedy przypominam sobie o spotkaniu z moim byłym najlepszym przyjacielem, Bieberem. Ugh to było chyba najbardziej kompromitujące wydarzenie naszej znajomości nie licząc okropnego ubrudzenia się podczas uroczystej kolacji u jego pracodawcy, to było że-nu-ją-ce. 
   Potrząsając głową pozbyłam się z niej całkowitego zawstydzenia i wstałam potykając się o własne nogi. Docierając do łazienki, wyjęłam z szafki nad umywalką leki. Łyknęłam dwie, okrągłe tabletki i weszłam pod prysznic uprzednio zdejmując zbędne tkaniny. 
   Po odprężającym prysznicu wzięłam się z przygotowanie śniadania. Niestety przeszkodził mi w tym mój czarny BlackBerry dający znak o przychodzącym połączeniu. Bez zastanowienia nacisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam urządzenie do ucha.  -Halo? -wychrypiałam. 
   -Jak się czujesz Lia? - słyszę TEN głos. I czuje jak odbija się echem na moim podbrzuszu. Aha?
 Pierwszy rozdział : ) Komentujcie <3 
Oliwia

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Prolog

Życie jest po to by z niego korzystać. Możemy robić wszystko na co mamy ochotę. Jechać na Florydę, jeść lody garściami,  oglądać gwiazdy, wschód słońca na dzikiej plaży. Organizować zwariowane domówki, upijać się do nieprzytomności. Uzależnić się od papierosów, narkotyków, czyiś perfum. Uprawiać seks z kolegami z pracy, ignorować ból. Mieć własny świat i nigdy z niego nie wychodzić. Ale w pewnym momencie czegoś nam brakuje. Uświadamiamy sobie że nigdy nie powiedzieliśmy tych dwóch ważnych słów ,, Kocham Cię". Ale czy teraz jest to ktoś w stanie zmienić? Kiedy w zatłoczonym tramwaju czujesz się samotny. Zimno Ci gdy przykryty jesteś kocami swojego dobytku. Nic nie jest takie samo. Więc czas na zmianę.
Tylko jest jedno pytanie... Czy poradzimy sobie z nimi?


Taki tam prolog. Postaram się dodać pierwszy rozdział do piątku. Komentujcie. xx

sobota, 10 sierpnia 2013

Bohaterowie.

Thalia Victoria Sandiago


Zayn Javadd Malik


Anastasia Veronica Vess

Rosalie Mercedes Brown

Justin Bieber

i inni...




Od razu informuje, że pojawi się jeszcze kilku bohaterów, ale to z czasem. 
Proszę o komentarze, motywują mnie do napisaniu prologu, po którym wyjdzie pierwszy rozdział xx