środa, 6 listopada 2013

Rozdział 10 "Wow. Ile tatuaży"

   -Myślę, że powinniście przestać. - syczy Zayn znad mojej głowy kiedy obściskuję się z Harry'm. Kurdę. Naprawdę to robimy! Kiedy sobie to uświadamiam odskakuje od niego jak oparzona tak, że aż ręce trzęsą mi się z przerażenia. Zaraz po tym widzę pięść Zayn'a, która ściera łobuzerski uśmieszek z twarzy Harry'ego. Szybko do niego podbiegam i łapie twarde bicepsy i wtedy dzieje się coś dziwnego. Odwraca się w moją stronę, mogłabym rzec ze łzami w oczach!
   -Kochasz go?! -wykrzykuję co mnie paraliżuje. Ja? Ja kocham Harry'ego? Oczywiście, że nie! Ale jego mina... Jego postawa. Sam Zayn mnie paraliżuje, otwieram usta żeby coś odpowiedzieć, a ten wychodzi trzaskając drzwiami. Pragnę za nim wybiec, ale Harry mnie powstrzymuję. 
   -Potrzebuje być sam. - radzi i wychodzi nie zamykając drzwi. Biorę paczkę czerwonych Malboro i wychodzę przed kamienicę. Siadam na schodku i odpalam jednego papierosa różową zapalniczką. Kiedy dym rozchodzi się po moim wnętrzu zamykam oczy i pozwalam uciec troską. Gdzie są kurwa przyjaciółki kiedy ich potrzebuje?! No gdzie? Z całej tej frustracji łzy ciekną mi po policzkach. 
   -Lia? Lia kurwa. - słyszę głos Justin'a, ale go nie widzę. Rozglądam się dookoła, ale nadal nic. Naglę tonę w jego objęciach i nie mogę się już opanować. Ryczę jak jakiś bóbr. Najlepsze jest to, że sama do końca nie wiem czemu! Brawo Thalia, dobra robota. Tak się denerwuję, że niechcący przypalam chłopakowi skórę. Syczy lekko rozbawiony.
   -Boże Jus! Przepraszam Cię bardzo, Jezu... - dotykam zimnymi opuszkami palców w popalone miejsce. -Kurwa niezdara ze mnie. - syczę wściekła na własną głupotę. Chłopak łapie mnie za nadgarstki co sprawia, że patrzę mu głęboko w oczy. Uśmiecha się przyjaźnie przygryzając wargę.
   -Uspokój się Thalia. - chichoczę słodko, a mnie opuszczają zmartwienia. Zawsze tak na mine działa.
   -Lia... - słyszę załamany głos Zayn'a, a potem szybkie kroki, ale... W drugą stronę. Kurwa nie tym razem. Wyrywam się z uścisku bruneta i biegnę za Malikiem ile sił w nogach. W końcu ciągnę go za rękę błagając by się zatrzymał. Patrzę w jego oczy. Są pełne bólu i łez. Oblizuje nagle suche wargi i łapie powietrze po tak szybkim biegu. -Idź do niego. - mówi powstrzymując słone krople. Przytulam się mocno do jego rozgrzanego torsu.
   -Oni są tylko moimi przyjaciółmi, rozumiesz? Nie liczą się tak bardzo jak ty. - zatapiam się w cieple jego piwnych tęczówek. -Ty mi do cholery tak bardzo zamotałeś w głowie, że dopiero jakiś czas temu przestałam żyć dniem, w którym kiedyś może wrócisz. - wzdycham.
    -I wróciłem. - muska moje czoło swoimi wargami, a potem wzdycha ciężko. -Ale wszystko jest inne, ja jestem inny. Bardziej pojebany, wściekły i ciotowaty. - syczy tak groźnie, że mam ochotę uciec daleko, ale tego nie robię. W zamian za to przyciągam jego kochaną twarz bliżej swojej i energicznie całuję jego usta. Odwzajemnia mi się z podwójnym uczuciem. W tym pocałunku czuję całe napięcie tego dnia, nasze oczekiwanie i coś dziwnego... Jest on toksyczny i niebezpieczny, ale nie dla nas. Mam wrażenie, że teraz gdy Zayn mnie obejmuje wszystko będzie dobrze. Czuję się w jego ramionach jak w najlepiej chronionym miejscu na ziemi. Kiedy się od siebie odsuwamy na naszych buziach widnieje zachwyt, a nasze oddechy są nierówne. Malik oblizuje usta i sprzedaje mi swój firmowy uśmiech, przez który uginają się pode mną kolana. -Nie opuszczaj mnie teraz. - szepcze, a w moich oczach zbierają się łzy. Kiwam twierdząco głową i jeszcze raz całuję. 

***

    -Cześć kochanie. - zostaję obudzona słodkimi pocałunkami ciągnącymi się spod mojego ucha, aż do szczęki. Uśmiecham się lekko i wplatam palce w jego włosy siadając okrakiem na Zayn'ie. Przez chwilę wydaje się być zaskoczony, ale zaraz po tym namiętnie całuje mnie, a ja oddaję ten gest. Mam na sobie koronową, czarną bieliznę i jego białą bluzkę. Przygląda mi się przygryzając dolną wargę, a ja mam ochotę ucałować całą jego piękna buzię. Uśmiecham się słodko i kładę dłonie na jego nagim torsie. 
    -Wow. Ile tatuaży. - mówię zdumiona i przejeżdżam opuszkami palców po każdym, dobrze mu się przyglądając. Następnie widzę kilka znamion, a moja mina rzednie. Są to znaomina postrzałowe, albo po pocięciach. Moje oczy zachodzą mgłą i czuję tylko jak chłopak mocno przyciska mnie do swojego torsu gładząc po plecach i włosach.
    -Nie chcę żebyś była smutna z mojego powodu, okej? - szepcze do mojego ucha. Scałowuje łzy cieknące już po moich policzkach. Próbuję je powstrzymać i udaje mi się. Wracam do wcześniejszej pozycji, głęboko patrząc w oczy Zayn'a składam delikatny pocałunek na każdej z jego ran. Zamyka oczy odurzony przyjemnością dotyku moich warg. -Kurwa, kocham Cię Thalia. - zrzuca mnie z siebie i przykrywa swoim ciałem czule całując moje usta.
    -Ja Ciebie też Zayn.
 ***

     Widzę Zayn'a siedzącego w kuchni z telefonem przy uchu. Po chwili słyszę głośny łomot telefonu o posadzkę w pomieszczeniu. Wolno zmierzam w jego stronę, a gdy mnie zauważa sadza mnie na swoich kolanach. Wtulam się w jego tors, a on głaszcze moje plecy.
     -Mój ojciec umarł. - mówi łagodnie, a ja zachłystuję się powietrzem. -Przepisał mi całą firmę, dom, dosłownie wszystko. Harry'emu zostawił przystań na Florydzie. - prycha śmiejąc się, a ja unoszę głowę. Jest to histeryczny śmiech i nie jestem wstanie opanować tego jak bardzo przykro jest mi patrzeć na płaczącego Zayn'a. Tak on płacze. Przytulam go mocno i długo dając znać, że nie zamierzam go puścić.
     -Bardzo Cię kocham Zayn. -mówię szeptem kręcąc kółka na jego plecach.
     -Ja Ciebie bardziej. Dziękuje, że tu jesteś. Bardzo Cię potrzebuje. -mówi trochę głośniej ode mnie i zatapia się w moich ustach. 
 ***
    Biegnę przez centrum Nowego Yorku w szpilkach i krótkiej sukience. Są potrzebni ludzie po studiach medycznych do pomocy w Afryce. Chce jechać. Chcę pomóc tym wszystkim dzieciom, ludziom. Ich standardy życia są o wiele gorsze od moich.
Dobiegam do bióra Zayn'a i pakuję się do windy. Wjeżdżam na ostatnie piętro.
    -Hej Jess. Jest Zayn? - sapię, a blondynka z nad lady kiwa energicznie głową. Wbiegam do niego przez mahoniowe drzwi i widzę mojego mężczyznę. Siedzi za biurkiem ubrany w idealnie dopasowany garnitur od Armaniego. Gdy mnie widzi uśmiecha się szeroko i wstaje z krzesła. Podbiegam do niego i rzucam mu się w ramiona. Wiem, że mogę nie zobaczyć go przez rok. Po chwili zdumienia oddaje uścisk równie mocno.
   -Hej Maleńka. Co się stało? - pyta troskliwie gładząc moje włosy. Oblizuje wargi i łapie jego twarz w dłonie. Mocno całuję po czym siadam na jego biurku. Podchodzi do mnie i staję między moimi nogami.
    -Lecę do Afryki na rok. - mówię bez ogródek, a jego szczęka wydaje się poruszyć. Wszystkie mięśnie się napinają, a w oczach widzę ból i strach. -Potrzebują tam osób z wykształceniem medyczny, a ja tego chce. Chce im pomóc Zay.- ręce trzęsą mi się niemiłosiernie.   
       




Trochę drama haha. Dziękuje za te 4 komentarze! Wow, to dużo. Następny rozdział, także kiedy będą 4 komentarze : ) Myślę, że chociaż trochę się wam spodoba i zachęcę Was do dodania komentarza. 
Teraz kończę. Trzymajcie Się.

4 komentarze: