środa, 13 listopada 2013

Rozdział 11 "Gotowa kochanie?"

   Trzymam Zayn'a za rękę. Spacerujemy po parku wśród drzew zrzucających swoje złote liście. Wszystko tętni życiem, a my zdajemy się być nieobecni. Wszystko co zdarzyło się w ciągu moich 24 godzin było istnym szałem. Poranny seks, śniadanie, kąpiel, praca, szybka decyzja i rozpacz Zayn'a. W moim sercu została wypalona przeogromna dziura, której zdaje się nie da rady nic zapełnić. Boje się wyjechać, ale chce. Chce pomagać ludziom, zawsze chciałam. Nawet nie czuje kiedy po moim policzku spływa samotna łza gdy patrzę na nasze splecione dłonie. Nasz uścisk jest mocny, ale nie niezręczny. Emocje biorą górę i przytulam się mocno do barku bruneta. Ten przystaje i chowa mnie w swoich ramionach. Czuję, że to najbezpieczniejsze miejsce jakiego nie doznam już przez rok.

   Kiedy Zayn odprowadza mnie do sali odlotów z jego twarzy nie mogę nic odczytać. Przez ostatnie kilka miesięcy stał się wielkim prezesem. Ta firma spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Jestem jednak pełna podziwu jak doskonale sobie z nią poradził. Chyba nawet przewidywał coś takiego, ale w swoich marzeniach. Harry jedzie ze mną. W sumie to on to wszystko zaproponował i skoordynował, ale Zayn nie musi o tym wiedzieć. Taka nasza mała tajemnica. A ja ciesze się, że nie będę sama, na dodatek z moim najlepszym przyjacielem. Przejmuję moją walizkę od Zayn'a. Jestem ubrana w leginsy, sweter mojego chłopaka i Air Maxy. Najwygodniej na świecie. W końcu czeka mnie podróż do Afryki! Patrzę na Zayn'a. Wygląda nieziemsko w czarnych jeansach, białym podkoszulku i skórzanej kurtce. Z chusteczką w ręku zatracam się w pasjonującym pocałunku. Już czuję tęsknotę. Pojedyncze zły spływają po moich zaróżowionych policzkach, a Mulat przyciska mnie mocniej do swojej umięśnionej klatki. W końcu się od siebie odrywamy i spoglądając sobie w oczy regulujemy oddechy.
   -Kocham Cię. - szepcze mi do ucha i delikatnie przygryza jego płatek. Oblizuje wargi i łapie dolną w uścisk moich zębów.
   -Ja Ciebie też, na zawsze. - mówię powstrzymują kolejną dawkę słownych łez.
   -Na zawsze Lia. - ostatni raz muska moje usta po czym kieruję się w stronę Harry'ego. Wymieniają się braterskim uściskiem po czym moja miłość szepcze do niego kilka słów na co oboje wybuchają śmiechem. Miło patrzy się na takie rodzeństwo. Ich stosunki znacznie się poprawiły, a zgadnijcie czyja to zasługa!  
    -Gotowa kochanie? - Harry łapie mnie za rękę i patrzy mi ufnie w oczy. Ostatni raz się odwracam i rzucam Zayn'owi tęskne spojrzenie. Uśmiecha się lekko i mi macha. Robię to samo i ruszamy. Przechodzimy odprawę i lecimy prywatnym samolotem. Nawet nie wiem gdzie, nie powiedziano nam. 
 13 listopada, 2013
Moje kochanie!
Nie wiem czy jesteś w stanie wyobrazić sobie jak bardzo za Tobą tęsknie. To już miesiąc! Wracam za dwa tygodnie i zostaje do świąt. Nie mogę się doczekać by Cię znowu zobaczyć. Co najgorsze nie ma tu ani jednego przystojnego chłopaka, a ja mam ogromną chcicę... Ugh.
Dzieci są wspaniałe. Chodzę z Hazzą pomagać im w szkole, robimy dodatkowe zajęcia z muzyki. Nigdy wcześniej ich nie mieli więc bardzo się cieszą. Tutejsze dzieci są pełne życia, energii i pasji. Nie marudzą, nie skomlą o nudę. Umieją się bawić i szanują swoich rodziców. Nie wiesz co u mojej mamy tak, a pro po? Proszę, porozmawiaj z nią. 
Niestety znowu nie mogę Ci powiedzieć gdzie jesteśmy, ale tutaj warunki są fantastyczne. Brakuje mi jedynie sklepów. Aż błagam o zakupy. Jak wrócę do NY to możesz się przygotować na kilku godzinne maratony! Ale to już po tym jak się tobą nacieszę. Bardzo Cię kocham i nie mogę przestać o Tobie myśleć. Mój prezes, mężczyzna i chłopak. Na zawsze, pamiętaj. Mam nadzieje, że świetnie radzisz sobie z firmą. Ba, na pewno tak jest. Wiem to.
PS Mam nadzieję, że nie gniewasz się o tych mężczyzn. ;)
Kocham, Thalia 
    Dzisiaj idziemy pomóc w tutejszej kuchni. Mamy przygotować obiad dla 200 dzieci. Ugh, będzie gorąco! Związuje włosy i zakładam fartuch oraz gumowe rękawicę. Kuchnia wydaję się być czysta i wysterylizowana co naprawdę pomaga mi myśleć o niej pozytywnie. Gotujemy zupę warzywną, a na drugie danie makaron z serem. Mamy dwa bardzo duże garnki. Wlewamy tam wody i gotujemy przepyszny rosół. Puszczamy jakąś muzykę z radio, do której tańczymy i podśpiewujemy coś. Wokół kuchni zbierają się ludzie i również tańczą. Macham im i podchwytuję jakieś nowe ruchy. Ludzie tutaj są wspaniali i bardzo uprzejmi. Jeszcze nigdy nie widziałam takich. Kiedy danie jest gotowe wynosimy je na stołówkę i czekamy na dzieci. Po 15 minutach wbiega chmara ciemnych dzieci, które zasiadają do stołów. Podajemy im talerz, a one kulturalnie dziękują i zajadają się ciepłym posiłkiem. Do drugiego dania serwujemy sok pomarańczowy dla orzeźwienia. 
   Kiedy wracam do swojego bungalowu, dostrzegam jaką małą dziewczynkę. Siedzi w dużej kałuży błota i płacze wołając "mama". Podchodzę do niej i kucam obok.
   -Hej maluszku, jak masz na imię? - pytam.
   -Sarah. - pochlipuje maleństwo i wyciera swoje policzki od mokrych łez. Biorę ją na ręce, a na jej twarzy pojawia się uśmiech. -Chciałabym do mamy.
   -I tam zamierzam Cię zaprowadzić. - chichoczę i kieruję się do centrum wioski. Napotykamy mamę dziewczynki. Poznają ją po tym, że jest do niej podobna i sama Sarah co mało nie spada z moich rąk chcąc znaleźć się już w objęciach mamy.
    -Dziękuje Ci bardzo! - mówi opiekunka małej dziewczynki wręczając mi złoty naszyjnik. -Na szczęście. - mówi i znika wraz z dziewczynką. Rozglądam się w okół chcąc oddać drobiazg, ale nigdzie nie mogę dostrzec tej kobiety. Zapinam więc pięknie zdobiony naszyjnik na szyi i ruszam z powrotem. 
 ohohoho. Macie taki inny trochę. Teraz tak to min będzie wyglądało. KOMENTARZE! 

4 komentarze: