Kiedyś muszę zrobić porządek w tej torebce. Uważam, że wszystkie stereotypy o mądrości blondynek czy te o teściowych są zwykłym stekiem bzdur, ale te o kobiecej torebce dają mi dużo do myślenia. Zanim otworzyłam drzwi musiałam porządnie spenetrować każdą przegródkę skórzanego wynalazku Louis'a Vuitton'a.
-Zapraszam. - burknęłam w końcu do uśmiechniętego od ucha do ucha Justina. Jak na dżentelmena przystało przepuścił mnie w progu. Wow.
-Kiedy byłem tu ostatniej nocy nie miałem czasu sprawdzić jak się urządziłaś.- potarł o siebie obie dłonie po czym energicznie w nie klasnął. -Po co Ci druga sypialnia?- zmarszczył brwi jakby trochę zmartwiony. Mój wzrok od razu powędrował na białe drzwi ze złotą klamką.
-Cóż... Mieszkam tu razem z moją najlepszą przyjaciółką Anastasią, która obecnie jest w odwiedzinach u swojej rodziny, ponieważ nie będzie mogła zobaczyć się z nimi w święta.- powiedziałam na jednym tchu. Jej wyjazd był dla mnie bardzo trudny. Jesteśmy dla siebie jak siostry. Zawsze pomagamy sobie we wszystkim i tego mi cholernie brakuje. Ale do jej powrotu tylko 2 dni! Moja wewnętrzna bogini raduję się niczym dziecko, które dostało dużego lizaka. Na tę myśl na usta wkrada mi się leniwy uśmiech. -To ja zrobię tą herbatę.- szepczę.
Znikając za progiem kuchni słyszę głośny jęk mojego gościa. Ojej! Zapomniałam mu powiedzieć o Stewardzie. Puściłam się biegiem do salonu mając nadzieje, że mój puchaty przyjaciel nie narobił wielu szkód. Ku mojemu zdziwieniu przyglądali się sobie w dużej odległości. Dzieliła ich szklana ława, mój ulubiony fotelu z przytulnym kocykiem rozłożonym na oparciu oraz niedużym stolikiem i lampką nocną u boku.
-Huh... Justin? To Steward. Mój kot.- zachichotałam pod nosem podchodząc do zwierzątka, które niewinnie rozłożyło się na poduszce mojej sofy. Usiadłam nieopodal, a ten od razu znalazł się na moich kolanach. Dotyk jego sierści izoluje wszelkie zmartwienia i uczucia. Czuje się przyjemne mrowienie w palcach. Chwilowe niebo, zdecydowanie. -Oj nie bój się.- zatopiłam spojrzenia znad rzęs na bruneta czającego się w kącie pomieszczenia. Niepewnym krokiem zbliżył się do mnie i prawie bezszelestnie zajął miejsce na meblu. Oblizał suche usta i przyjrzał się Steward'owi.
Prychnął pod nosem. -Nie boje się kota.- skomentował z sarkastycznym uśmiechem. Wzruszyłam ramionami i zachęciłam gestem by pogłaskał kota. Niechętnie przesunął palcami po jego karmelowym futerku, a w jego oczach ujrzałam wesołe iskierki. -Cóż... Przyjemne uczucie.- przyznał zaskoczony słowami, które same wypłynęły z jego pełnych ust.
Po przygotowaniu aromatycznej herbaty zasiedliśmy na wygodnej sofie oglądając jakiś film. -Jak za starych, dobrych czasów. - przyznał Justin, a na jego ustach krył się cień łobuzerskiego uśmiechu. Energicznym ruchem głowy przytaknęłam mu. Przysunął się do mnie i objął ramieniem, zaciskając w przyjacielskim uścisku. Zachichotałam raczej mało atrakcyjnie, pod nosem. -Uwielbiam ten dźwięk.- szepnął mi głosem pełnym... No właśnie. Czego? Radości, miłości, pożądania? Sama nie wiem. Tak bardzo za nim tęskniłam.
Następnego dnia obudziłam się w takiej samej pozycji. Co więcej z Justin'em u boku. Nie byłam zła, wręcz przeciwnie. Miałam najlepszy humor pod słońcem od jakiś dwóch lat. To było przerażająco dziwne, ale nie zważałam na to. Zrobiłam nam najlepsze na jakie było mnie stać.
Taki do dupy ten rozdział, wiem :c przepraszam, ale po TIU nie mam weny. ciągle płacze i tęsknie za tą atmosferą i za bardzo dobrym kolegą. Beka. KOMENTUJCIE SKARBY xx
O Twoim blogu dowiedziałam na stronce :) I powiem Ci, że jest niesamowity :) Naprawdę, czekam na kolejny rodział !
OdpowiedzUsuńPS Zapraszam WSZYSTKICH na mojego bloga :
http://perfect-girls-dont-exist.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Fever *__* ♥