niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 2. "Mój były szef to straszny kutas."

"Nadal mam twoją koszulkę xx Thalia"
   Wysyłam SMS-a czekając na szybki odwet, jak się okazuje - nie następuje. Wzdycham ciężko czując pustkę w sercu. Postanawiam w końcu ubrać coś porządnego, ponieważ nie zamierzam spędzić całego dnia w dresach. Na nogi wciągnęłam najlepsze rurki od Calvin'a Klein'a, ubieram błękitną bluzkę na ramiączka, czarny sweter i brązowe botki. Włosy związuje w koński ogon. Rzęsy lekko tuszuje i uprzednio chwytając torebkę wychodzę z domu. 
   Przyjemny wiatr owiewa moje poranione nogi. Nieruchomieje na sekundę pozwalając nieprzyjemnemu bólowi rozejść się po całym ciele. Natarczywie oblizuje usta, a ich kąciki formują niezrozumiały grymas. Oddycham głośno lecz płytko. Z powrotem ruszam do równego marszu w kierunku mojej ulubionej kawiarni. 
   Zapach mielonej kawy pomieszany z wonią ciepłych ciasteczek zapełnia moje nozdrza. Rzucam się biegiem do kasy zanim starszy pan w sweterku w kratkę i spodniach zaprasowanych w kancik uprzedzi mnie. Zamawiam Carmel Machiatto i uprzejmie uśmiecham się do zszokowanego, sama nie wiem czym, chłopaka za ladą.
   Kiedy ciepły napój rozlewa się w mojej zimnej krtani czuje wielką ulgę. Rozmyślania porywają całą moją głowę przez co lekko odpływam w zapomnienie. Czuję jakby czas się zatrzymał. Tylko ja i moje myśli. Nic innego się nie liczy. No oprócz Justin'a, który tak bardzo namieszał mi w głowie. Właściwie, za kogo on się uważa? Że od tak może wtargnąć w moje życie po dwóch latach żadnego odzewu? No chyba tak.
   Słychać mały dzwoneczek. To znak, że ów kawiarnia wypełni się jednym klientem więcej. Patrzę w stronę zimnego podmuchu wiatru i przewracam oczami. Z nich wychodzi uśmiechnięty od ucha do ucha Bieber. Ma na sobie obcisłe rurki, koszulę w kratkę i jeansową kórtkę oraz białe supry. Ohh drogi Boże. Z gracją sunie pośród małych stolików i okrągłych foteli. Nie zwraca uwagi na zaczarowane spojrzenia nastolatek śliniących się na widok takiego przystojniaka. Dopiero teraz dostrzegam, że górne trzy guziki jego koszuli nie są zapięte odsłaniając kilka skromnych tatuaży. Muszę przyznać, że wygląda to naprawdę seksownie. O nie! "Thalio Victorio Sandiago! Natychmiast przestań myśleć o tym chłopaku jak o zdobyczy!" Wydziera się na mnie moja podświadomość. Może i ma racje? Ugh. To jest trudne. Przygryzam wargę w afekcie irytacji i odwracam się do szyby by odgonić myśli pożądania. 
   -Cześć Shawty. - a jednak mnie zauważył, to ci nowość. Uśmiecham się do niego promiennie dając znak ręką by się dosiadł. Bez skrępowania siada na krześle, które uprzednio mu pokazałam unosząc lekko lewy kącik wspaniale wyprofilowanych ust. -Jak się czujesz?
  Odkasłuje pozbywając się ogromnej guli w gardle. -Lepiej. - szepczę nie patrząc w jego przenikliwie orzechowe oczy.
   -Jak Ci się spało z kawałkiem Bieber'a przy sobie? - prycha wyraźnie zadowolony. Kręcę głową z lekkim zażenowaniem i zawstydzeniem.
   -Całkiem nieźle. - mówię całą prawdę, a na moich policzkach pojawia się szkarłatny rumieniec. I wydaje mi się, że to wcale nie przez gorący napój, którego biorę spory łyk.  
   -Powtórzymy to kiedyś. - mówi cały czas z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Masz na myśli twoją koszulkę czy Ciebie?- poruszam brwiami na co u nas obojga wywołuje chichot.
  -Zobaczymy co da się zrobić. - szepcze oblizując malinowe wargi umazane w przepysznym, orzechowym Capuccino. "Zlizałabym je z nich.." Moja podświadomość jest ostatnio bardzo zmienna! Potakuje głową i spuszczam wzrok na dłonie, które splątałam na styropianowym kubku pełnym do połowy. -Przejdźmy się. - mówi chłodno i stanowczo. Natychmiast zabieram torbę oraz napój i kieruje się z nim do wyjścia. Ostatni raz spoglądam na wszystkie te dziewczyny i pokazuje im język. Nie widzę już ich reakcji, ponieważ Juju obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie.
_____________________________________________________________________
   -Pamiętasz jak cała ubrudziłaś się tajskim jedzeniem na imprezie u mojego szefa? - Justin wspomina tą chwilę, a moje policzki oblewają się przeogromnym rumieńcem.
   -Nie! Błagam. - zażenowanie paraliżuje mnie całą od stóp do głów po czym wybucham głośnym śmiechem w ślady kolegi. Dostaje gęsiej skórki myśląc ponownie o tym wydarzeniu. 
   -Dla mnie i tak wyglądałaś słodko. - mówi miękko łapiąc mnie za rękę. Splątuje jego palce ze swoimi przygryzając dolną wargę. Chłopak mocniej ściska je i przyciąga mnie do siebie. Mam teraz nogi na jego kolanach oraz ciepłą kurtkę na ramionach. Nadal opiekuńczy. 
   -Może pójdziemy do mnie. Od razu oddam Ci bluzkę i może napijemy się jeszcze czegoś ciepłego? -unoszę w górę pusty kubek po kawie. Od razu zgadza się pomagając mi wstać. Nie puszcza mojej ręki, wręcz przeciwnie. Przyciąga mnie bliżej. To niemożliwe.  
   -Wiesz, że przed przyjściem do Starbucks'a byłem u Ciebie w domu? - pyta, a ja marszczę brwi w zdziwieniu. -Ale nikogo nie zastałem. - wzrusza ramionami udając naburmuszonego. Śmieje się pod nosem i przystawiam usta do jego zimnego oraz twardego policzka.
   -Przepraszam, że nie było mnie w domu. - cmokam słodko na co on od razu mnie przytula i głaszcze po głowie. -Hej to, że jesteś dwa lata starszy nie znaczy, że możesz robić takie rzeczy ze mną! - prycham żartobliwie.  
   -A tak swoją drogą... - znowu zmienia temat, no proszę. -Mój były szef to straszny kutas.- no proszę nic się nie zmienił! Z moich ust wydobywa się udawany jęk zachwytu, a dłonie zaczynają swobodnie klaskać. Brunet marszczy brwi i ręką przeczesuje włosy lekko ciągnąc za ich końce. Jeden z niesfornych kosmyków opada mu na czoło co instynktownie poprawiam. Ma takie miękkie włosy, słodki Jezu.  
    -Gdzie teraz pracujesz? - pytanie samo wpada mi na usta. Co miałam niby zrobić? Wiem, że nie był zadowolony, ponieważ jego oczy pociemniały. Teraz przypominały bardziej odcień szarości niż ten przyjemny orzech. Wzdrygam się czując na swojej skórze palący oddech. Przenoszę swoje spojrzenie na czubki butów.
   -To tu, to tam. - odpowiada wymijająco. Och, jasne. Pożegnajmy miłego Bieber'a, witaj stary, zimny draniu.  
 Ojej. To już drugi rozdział! Strasznie się cieszę, że komentujecie. To właściwe wy zmotywowaliście mnie do napisania go w jeden dzień! Liczę na więcej. Wiem, że może ten rozdział nie jest taki jaki potrzeba, ale myślę że da się przeżyć. Kocham Was xx
Oliwia

3 komentarze: