sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 3."No właśnie. Czego?"

   Kiedyś muszę zrobić porządek w tej torebce. Uważam, że wszystkie stereotypy o mądrości blondynek czy te o teściowych są zwykłym stekiem bzdur, ale te o kobiecej torebce dają mi dużo do myślenia. Zanim otworzyłam drzwi musiałam porządnie spenetrować każdą przegródkę skórzanego wynalazku Louis'a Vuitton'a. 
   -Zapraszam. - burknęłam w końcu do uśmiechniętego od ucha do ucha Justina. Jak na dżentelmena przystało przepuścił mnie w progu. Wow. 
   -Kiedy byłem tu ostatniej nocy nie miałem czasu sprawdzić jak się urządziłaś.- potarł o siebie obie dłonie po czym energicznie w nie klasnął. -Po co Ci druga sypialnia?- zmarszczył brwi jakby trochę zmartwiony. Mój wzrok od razu powędrował na białe drzwi ze złotą klamką.
   -Cóż... Mieszkam tu razem z moją najlepszą przyjaciółką Anastasią, która obecnie jest w odwiedzinach u swojej rodziny, ponieważ nie będzie mogła zobaczyć się z nimi w święta.- powiedziałam na jednym tchu. Jej wyjazd był dla mnie bardzo trudny. Jesteśmy dla siebie jak siostry. Zawsze pomagamy sobie we wszystkim i tego mi cholernie brakuje. Ale do jej powrotu tylko 2 dni! Moja wewnętrzna bogini raduję się niczym dziecko, które dostało dużego lizaka. Na tę myśl na usta wkrada mi się leniwy uśmiech. -To ja zrobię tą herbatę.- szepczę.
   Znikając za progiem kuchni słyszę głośny jęk mojego gościa. Ojej! Zapomniałam mu powiedzieć o Stewardzie. Puściłam się biegiem do salonu mając nadzieje, że mój puchaty przyjaciel nie narobił wielu szkód. Ku mojemu zdziwieniu przyglądali się sobie w dużej odległości. Dzieliła ich szklana ława, mój ulubiony fotelu z przytulnym kocykiem rozłożonym na oparciu oraz niedużym stolikiem i lampką nocną u boku. 
   -Huh... Justin? To Steward. Mój kot.- zachichotałam pod nosem podchodząc do zwierzątka, które niewinnie rozłożyło się na poduszce mojej sofy. Usiadłam nieopodal, a ten od razu znalazł się na moich kolanach. Dotyk jego sierści izoluje wszelkie zmartwienia i uczucia. Czuje się przyjemne mrowienie w palcach. Chwilowe niebo, zdecydowanie. -Oj nie bój się.- zatopiłam spojrzenia znad rzęs na bruneta czającego się w kącie pomieszczenia. Niepewnym krokiem zbliżył się do mnie i prawie bezszelestnie zajął miejsce na meblu. Oblizał suche usta i przyjrzał się Steward'owi.
   Prychnął pod nosem. -Nie boje się kota.- skomentował z sarkastycznym uśmiechem. Wzruszyłam ramionami i zachęciłam gestem by pogłaskał kota. Niechętnie przesunął palcami po jego karmelowym futerku, a w jego oczach ujrzałam wesołe iskierki. -Cóż... Przyjemne uczucie.- przyznał zaskoczony słowami, które same wypłynęły z jego pełnych ust.
    Po przygotowaniu aromatycznej herbaty zasiedliśmy na wygodnej sofie oglądając jakiś film. -Jak za starych, dobrych czasów. - przyznał Justin, a na jego ustach krył się cień łobuzerskiego uśmiechu. Energicznym ruchem głowy przytaknęłam mu. Przysunął się do mnie i objął ramieniem, zaciskając w przyjacielskim uścisku. Zachichotałam raczej mało atrakcyjnie, pod nosem. -Uwielbiam ten dźwięk.- szepnął mi głosem pełnym... No właśnie. Czego? Radości, miłości, pożądania? Sama nie wiem. Tak bardzo za nim tęskniłam. 

    Następnego dnia obudziłam się w takiej samej pozycji. Co więcej z Justin'em u boku. Nie byłam zła, wręcz przeciwnie. Miałam najlepszy humor pod słońcem od jakiś dwóch lat. To było przerażająco dziwne, ale nie zważałam na to. Zrobiłam nam najlepsze na jakie było mnie stać.

Taki do dupy ten rozdział, wiem :c przepraszam, ale po TIU nie mam weny. ciągle płacze i tęsknie za tą atmosferą i za bardzo dobrym kolegą. Beka. KOMENTUJCIE SKARBY xx

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 2. "Mój były szef to straszny kutas."

"Nadal mam twoją koszulkę xx Thalia"
   Wysyłam SMS-a czekając na szybki odwet, jak się okazuje - nie następuje. Wzdycham ciężko czując pustkę w sercu. Postanawiam w końcu ubrać coś porządnego, ponieważ nie zamierzam spędzić całego dnia w dresach. Na nogi wciągnęłam najlepsze rurki od Calvin'a Klein'a, ubieram błękitną bluzkę na ramiączka, czarny sweter i brązowe botki. Włosy związuje w koński ogon. Rzęsy lekko tuszuje i uprzednio chwytając torebkę wychodzę z domu. 
   Przyjemny wiatr owiewa moje poranione nogi. Nieruchomieje na sekundę pozwalając nieprzyjemnemu bólowi rozejść się po całym ciele. Natarczywie oblizuje usta, a ich kąciki formują niezrozumiały grymas. Oddycham głośno lecz płytko. Z powrotem ruszam do równego marszu w kierunku mojej ulubionej kawiarni. 
   Zapach mielonej kawy pomieszany z wonią ciepłych ciasteczek zapełnia moje nozdrza. Rzucam się biegiem do kasy zanim starszy pan w sweterku w kratkę i spodniach zaprasowanych w kancik uprzedzi mnie. Zamawiam Carmel Machiatto i uprzejmie uśmiecham się do zszokowanego, sama nie wiem czym, chłopaka za ladą.
   Kiedy ciepły napój rozlewa się w mojej zimnej krtani czuje wielką ulgę. Rozmyślania porywają całą moją głowę przez co lekko odpływam w zapomnienie. Czuję jakby czas się zatrzymał. Tylko ja i moje myśli. Nic innego się nie liczy. No oprócz Justin'a, który tak bardzo namieszał mi w głowie. Właściwie, za kogo on się uważa? Że od tak może wtargnąć w moje życie po dwóch latach żadnego odzewu? No chyba tak.
   Słychać mały dzwoneczek. To znak, że ów kawiarnia wypełni się jednym klientem więcej. Patrzę w stronę zimnego podmuchu wiatru i przewracam oczami. Z nich wychodzi uśmiechnięty od ucha do ucha Bieber. Ma na sobie obcisłe rurki, koszulę w kratkę i jeansową kórtkę oraz białe supry. Ohh drogi Boże. Z gracją sunie pośród małych stolików i okrągłych foteli. Nie zwraca uwagi na zaczarowane spojrzenia nastolatek śliniących się na widok takiego przystojniaka. Dopiero teraz dostrzegam, że górne trzy guziki jego koszuli nie są zapięte odsłaniając kilka skromnych tatuaży. Muszę przyznać, że wygląda to naprawdę seksownie. O nie! "Thalio Victorio Sandiago! Natychmiast przestań myśleć o tym chłopaku jak o zdobyczy!" Wydziera się na mnie moja podświadomość. Może i ma racje? Ugh. To jest trudne. Przygryzam wargę w afekcie irytacji i odwracam się do szyby by odgonić myśli pożądania. 
   -Cześć Shawty. - a jednak mnie zauważył, to ci nowość. Uśmiecham się do niego promiennie dając znak ręką by się dosiadł. Bez skrępowania siada na krześle, które uprzednio mu pokazałam unosząc lekko lewy kącik wspaniale wyprofilowanych ust. -Jak się czujesz?
  Odkasłuje pozbywając się ogromnej guli w gardle. -Lepiej. - szepczę nie patrząc w jego przenikliwie orzechowe oczy.
   -Jak Ci się spało z kawałkiem Bieber'a przy sobie? - prycha wyraźnie zadowolony. Kręcę głową z lekkim zażenowaniem i zawstydzeniem.
   -Całkiem nieźle. - mówię całą prawdę, a na moich policzkach pojawia się szkarłatny rumieniec. I wydaje mi się, że to wcale nie przez gorący napój, którego biorę spory łyk.  
   -Powtórzymy to kiedyś. - mówi cały czas z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Masz na myśli twoją koszulkę czy Ciebie?- poruszam brwiami na co u nas obojga wywołuje chichot.
  -Zobaczymy co da się zrobić. - szepcze oblizując malinowe wargi umazane w przepysznym, orzechowym Capuccino. "Zlizałabym je z nich.." Moja podświadomość jest ostatnio bardzo zmienna! Potakuje głową i spuszczam wzrok na dłonie, które splątałam na styropianowym kubku pełnym do połowy. -Przejdźmy się. - mówi chłodno i stanowczo. Natychmiast zabieram torbę oraz napój i kieruje się z nim do wyjścia. Ostatni raz spoglądam na wszystkie te dziewczyny i pokazuje im język. Nie widzę już ich reakcji, ponieważ Juju obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie.
_____________________________________________________________________
   -Pamiętasz jak cała ubrudziłaś się tajskim jedzeniem na imprezie u mojego szefa? - Justin wspomina tą chwilę, a moje policzki oblewają się przeogromnym rumieńcem.
   -Nie! Błagam. - zażenowanie paraliżuje mnie całą od stóp do głów po czym wybucham głośnym śmiechem w ślady kolegi. Dostaje gęsiej skórki myśląc ponownie o tym wydarzeniu. 
   -Dla mnie i tak wyglądałaś słodko. - mówi miękko łapiąc mnie za rękę. Splątuje jego palce ze swoimi przygryzając dolną wargę. Chłopak mocniej ściska je i przyciąga mnie do siebie. Mam teraz nogi na jego kolanach oraz ciepłą kurtkę na ramionach. Nadal opiekuńczy. 
   -Może pójdziemy do mnie. Od razu oddam Ci bluzkę i może napijemy się jeszcze czegoś ciepłego? -unoszę w górę pusty kubek po kawie. Od razu zgadza się pomagając mi wstać. Nie puszcza mojej ręki, wręcz przeciwnie. Przyciąga mnie bliżej. To niemożliwe.  
   -Wiesz, że przed przyjściem do Starbucks'a byłem u Ciebie w domu? - pyta, a ja marszczę brwi w zdziwieniu. -Ale nikogo nie zastałem. - wzrusza ramionami udając naburmuszonego. Śmieje się pod nosem i przystawiam usta do jego zimnego oraz twardego policzka.
   -Przepraszam, że nie było mnie w domu. - cmokam słodko na co on od razu mnie przytula i głaszcze po głowie. -Hej to, że jesteś dwa lata starszy nie znaczy, że możesz robić takie rzeczy ze mną! - prycham żartobliwie.  
   -A tak swoją drogą... - znowu zmienia temat, no proszę. -Mój były szef to straszny kutas.- no proszę nic się nie zmienił! Z moich ust wydobywa się udawany jęk zachwytu, a dłonie zaczynają swobodnie klaskać. Brunet marszczy brwi i ręką przeczesuje włosy lekko ciągnąc za ich końce. Jeden z niesfornych kosmyków opada mu na czoło co instynktownie poprawiam. Ma takie miękkie włosy, słodki Jezu.  
    -Gdzie teraz pracujesz? - pytanie samo wpada mi na usta. Co miałam niby zrobić? Wiem, że nie był zadowolony, ponieważ jego oczy pociemniały. Teraz przypominały bardziej odcień szarości niż ten przyjemny orzech. Wzdrygam się czując na swojej skórze palący oddech. Przenoszę swoje spojrzenie na czubki butów.
   -To tu, to tam. - odpowiada wymijająco. Och, jasne. Pożegnajmy miłego Bieber'a, witaj stary, zimny draniu.  
 Ojej. To już drugi rozdział! Strasznie się cieszę, że komentujecie. To właściwe wy zmotywowaliście mnie do napisania go w jeden dzień! Liczę na więcej. Wiem, że może ten rozdział nie jest taki jaki potrzeba, ale myślę że da się przeżyć. Kocham Was xx
Oliwia

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 1. "Odwiozę Cię do domu."

   Wysokie szpilki, krótka sukienka i stan upojenia alkoholowego to zestaw, który staram się zamawiać jak najrzadziej. Jednak czasem zdarzy się, że po imprezie wszyscy są tak ścięci, że nie ma szans na trzeźwego kierowce, no ba. Taksówki o tej porze także nie świecą gromadą dlatego powrót do domu na pieszo wydaje się najbezpieczniejszym wyjściem. 
   Dlaczego akurat balowanie w najgroźniejszym okręgu Nowego Jorku? Odpowiedź jest prosta. Pełno tam wspaniałych ludzi, którzy nie zwracają uwagi na twój ubiór czy zachowanie. Wszyscy bawią się w swoim gronie jednocześnie starając się być bezstronni. No i Ci pociągają gangsterzy.
   Teraz przydałby mi się jeden z nich do obrony. Może propozycja tego umięśnionego Murzyna nie była tak zła jakby teraz pomyśleć. Przynajmniej nie pozwoliłby mnie dotknąć każdemu obskurnemu typowi. Słyszę strzał i zamieram.
   Staram się o tym nie myśleć. Zaciskam powieki i szybkim ruchem zsuwam szpilki, które uniemożliwiają mi jakąkolwiek szybszą interwencję. Staram się nie słuchać donośnych śmiechów dochodzących z miejsca strzału, ale one dziwnie zbliżają się. Dopiero teraz do mnie dociera, że było to z tej strony, do której  idę. Głośno przełykam ślinę zbywając przerażające myśli. 
   W ciemnym zaułku, przy obskurnym budynku widzę pięciu mężczyzn. Stoją oni w kole, wyraźnie się czemuś przyglądając. Dopiero po chwili dociera do mnie co to jest. Niewinny chłopak zwija się z bólu trzymając prawe ramię. "Pewnie tam padł strzał" - myślę i nie mylę się, ponieważ przyglądając się uważniej dostrzegam plamę krwi. Czuje obrzydzenie i strach? 
   -Hej! - woła do mnie jeden z nich. Święty Barnabo. Niepewnie odwracam się w jego kierunku. Jako jedyny jest biały. Reszta miała albo ciemną karnację, albo była po prostu Murzynami. Niecierpliwie oblizałam dolną wargę cisnąc w uścisku zębów.  
    -Thalia? - szepcze, a jego usta układają się w firmowy uśmiech. Chwila, chwila... To Justin? Co on tutaj robi do jasnej cholery.
   -Hej, Justy. - wzdycham wyraźnie zażenowana. Przyłapał mnie o czwartej nad ranem kiedy wyglądam jak totalna dziwka. Rozmazany makijaż, fryzura mówiąca przed-chwilą-uprawiałam-seks, rozmazany makijaż i figlarnie podwinięta sukienka. Natychmiast chwytam rąbek materiału i ciągnę go w dół zakrywając spory kawałek uda.
   -Co Cię tutaj tak późno sprowadza?- przekręca głowę wyraźnie zaintrygowany odpowiedziom gdy moje usta otwierają się. Wzdycham i spuszczam wzrok na zimne płyty chodnikowe.
   -Wracam z imprezy... - mówię z niechęcią w głosie. Na szczęście nie słyszę żadnego gardłowego śmiechu czy prychnięcia. Czuje jego ciepłe ramie oplatające mnie w tali.
   -Odwiozę Cię do domu. 
~*~ 
   Kac morderca. Chyba bez powodu nie jest tak nazywany, zgadza się? To okropne uczucie. Odgarniam z siebie ciepłą kołderkę w różę i wtedy zauważam coś co mnie intryguje. Jestem w koronkowym staniku i stringach oraz za dużej męskiej koszulce. Co do cholery?  
   Wtedy przypominam sobie o spotkaniu z moim byłym najlepszym przyjacielem, Bieberem. Ugh to było chyba najbardziej kompromitujące wydarzenie naszej znajomości nie licząc okropnego ubrudzenia się podczas uroczystej kolacji u jego pracodawcy, to było że-nu-ją-ce. 
   Potrząsając głową pozbyłam się z niej całkowitego zawstydzenia i wstałam potykając się o własne nogi. Docierając do łazienki, wyjęłam z szafki nad umywalką leki. Łyknęłam dwie, okrągłe tabletki i weszłam pod prysznic uprzednio zdejmując zbędne tkaniny. 
   Po odprężającym prysznicu wzięłam się z przygotowanie śniadania. Niestety przeszkodził mi w tym mój czarny BlackBerry dający znak o przychodzącym połączeniu. Bez zastanowienia nacisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam urządzenie do ucha.  -Halo? -wychrypiałam. 
   -Jak się czujesz Lia? - słyszę TEN głos. I czuje jak odbija się echem na moim podbrzuszu. Aha?
 Pierwszy rozdział : ) Komentujcie <3 
Oliwia

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Prolog

Życie jest po to by z niego korzystać. Możemy robić wszystko na co mamy ochotę. Jechać na Florydę, jeść lody garściami,  oglądać gwiazdy, wschód słońca na dzikiej plaży. Organizować zwariowane domówki, upijać się do nieprzytomności. Uzależnić się od papierosów, narkotyków, czyiś perfum. Uprawiać seks z kolegami z pracy, ignorować ból. Mieć własny świat i nigdy z niego nie wychodzić. Ale w pewnym momencie czegoś nam brakuje. Uświadamiamy sobie że nigdy nie powiedzieliśmy tych dwóch ważnych słów ,, Kocham Cię". Ale czy teraz jest to ktoś w stanie zmienić? Kiedy w zatłoczonym tramwaju czujesz się samotny. Zimno Ci gdy przykryty jesteś kocami swojego dobytku. Nic nie jest takie samo. Więc czas na zmianę.
Tylko jest jedno pytanie... Czy poradzimy sobie z nimi?


Taki tam prolog. Postaram się dodać pierwszy rozdział do piątku. Komentujcie. xx

sobota, 10 sierpnia 2013

Bohaterowie.

Thalia Victoria Sandiago


Zayn Javadd Malik


Anastasia Veronica Vess

Rosalie Mercedes Brown

Justin Bieber

i inni...




Od razu informuje, że pojawi się jeszcze kilku bohaterów, ale to z czasem. 
Proszę o komentarze, motywują mnie do napisaniu prologu, po którym wyjdzie pierwszy rozdział xx